warren buffet
/ 2008-11-21 21:55
/
10-sięciotysiącznik na forum - LIDER rankingu
Analitycy i maklerzy, z którymi rozmawialiśmy nie mają wątpliwości. Ich zdaniem bezspornie widać moment, w którym ktoś wchodził na cudownym fixingu 12 listopada na rynek terminowy. Krótkie pozycje były zajmowane ponoć na potęgę już pięć minut przed liczeniem wartości fixingu (godz. 16:05). Tego dnia obroty kontraktami skoczyły o 150 proc., a liczba otwartych pozycji o 11 proc.! Przypadek?
- Analizując obroty i liczbę otwartych pozycji można szacować, że jakaś niewidzialna ręka rynku otworzyła od trzech do czterech tysięcy krótkich pozycji na grudniowej serii kontraktów na WIG20 przy średniej wartości 1680 - mówi nam Michał Pietrzyca, analityk techniczny DM BOŚ
Czy ten ktoś na tym zarobił? Tak i to całkiem sporo.
- W grę wchodziły różne warianty zamykania pozycji. Prawdopodobnie inwestor wyszedł z inwestycji jeszcze w zeszłym tygodniu. Na rynku kasowym (akcje) szacuję, że miał niewielką stratę. W efekcie zysk tej instytucji, jaki uzyskała dzięki posiadaniu dużej jak na nasz rynek ilości wolnej gotówki, wyniósł od 3 do około 6 mln zł. To całkiem sporo, patrząc na krótki okres inwestycji (maksimum trzy dni) - wylicza Michał Pietrzyca, analityk techniczny DM BOŚ.
Nasi rozmówcy wskazują, że była to pewna inwestycja. Nawet, gdyby WIG20 rósł od czwartku w ubiegłym tygodniu po wcześniejszym „podciągnięciu”, to inwestor i tak dużo by zarobił. Zamieniłby krótką pozycję na długą, co wywołałoby dużą dodatnią bazę na kontraktach. Pozostał jedynie miesiąc do ich wygaśnięcia, więc krajowe instytucje zabawiłyby się w arbitraż, wystawiając duże koszykowe zlecenia kupna. Wtedy inwestor pozbyłby się z zyskiem akcji i zamknął pozycje na rynku terminowym. Biorąc pod uwagę 100 mln zł w akcjach, mógł to być znaczny zarobek.
- Łatwość zarobku zachęca do przeprowadzania takich operacji cztery razy do roku, na kilka tygodni przed wygasaniem poszczególnych serii kontraktów na WIG20. 20 mln zł zysku, czyli 20 proc. zainwestowanego kapitału, to bardzo dużo. Łącznie byłby on potrzebny na 10-15 sesji, a przez pozostałą część roku mógłby być dowolnie wykorzystywany, zwiększając zyski - twierdzi analityk DM BOŚ.
Być może w grę wchodziły też zyski wypracowane na rynkach międzybankowych (zwłaszcza w Londynie). Tu obroty są nieporównywalnie wyższe, niż na giełdowych parkietach. Z ustaleń KNF wynika bowiem, że JP Morgan w czasie robienia „cudów” na GPW miał otwartą pozycję forward na pozagiełdowym rynku terminowym (OTC). W ten sposób mógł zarobić wielokrotnie więcej niż na kontraktach futures notowanych na GPW.
Niektórzy nasi rozmówcy proszący o anonimowość zastanawiają się jednak, czy rzeczywiście poszło o pieniądze. - Być może to sposób na destabilizację polskiego rynku giełdowego. Zwłaszcza, że wcześniej polski rząd poskarżył się ponoć na upadłego anioła do brytyjskiego nadzoru - spekuluje makler z dużej, krajowej instytucji.