needle
/ 2008-10-03 18:43
/
Bez rangi
ja zaczynam
Podczas kongresu w Sewilli w 2007 roku Europejska Konfederacja Związków Zawodowych postanowiła zdemaskować "kapitalizm spekulacyjny" oraz krótkowzroczność i naciskać na walkę z nimi za pomocą opodatkowania, regulacji i zaangażowania pracowników.
B.pracownik Lehman Brothers podpisuje się na karykaturze prezesa banku R.Fulda/AFP
Więcej w supertemacie:
Kryzys na Wall Street
Teraz gdy wokół nas rozwija się kryzys na świecie, kapitalizm spekulacyjny sam się zdemaskował. Wszyscy dowiadują się, że potężny sektor finansowy wypchnął inne branże i uzależnił gospodarkę od krótkoterminowych, przynoszących szybkie zyski umów, które rzadko leżą w długookresowym interesie lub są przyczyną lepszego długookresowego wzrostu.
Dzisiejsza czarna rzeczywistość gospodarcza zdemaskowała twierdzenie świata finansowego, że rzekomo zwiększył płynność na świecie i zredukował ryzyko inwestycyjne. Podejmowanie decyzji skupiło się na osobistym wzbogaceniu i nawet teraz, z chlubnymi wyjątkami, większość odpowiedzialnych zapewniło, że to nie oni poniosą konsekwencję.
Nie ma w ogóle dowodów, że te ogromne fortuny miały związek z rekordowymi wynikami firmy lub biznesu. Czołowi liderzy biznesu sami pochwycili największy kawałek tortu. Efekt ściekania wygasa bardzo szybko, gdy schodzi się w dół drabiny zysków. Udział pensji w narodowych przychodach wielu państw poważnie zmalał w ciągu ostatnich trzydziestu lat, podczas gdy już zamożni mają coraz większy udział w kawałku przeznaczonym na pensje.
To nie jest historia sukcesu związku zawodowego. Nie byliśmy w stanie zapobiec temu transferowi pieniędzy od przeciętnie do bardzo zamożnych. Poprawiliśmy, przynajmniej w Europie (ale nie w Stanach Zjednoczonych) średni standard życia. Ale przegrywamy bitwę jakościową. Nadszedł czas, by zdemaskować tytanów świata usytuowanych w Nowym Jorku, Londynie i innych wielkich centrach finansowych, którzy traktowali nas protekcjonalnie poprzez głoszone przesłanie, że nie ma alternatywy dla świata kierowanego przez Goldman Sachs i jemu podobne instytucje.
Wyrażenie nawet najmniejszych wątpliwości co do sposobu, w jaki rozwijał się system było proszeniem się o zarzuty ze strony finansjery z londyńskiego City i brytyjskich ministrów o bycie niepoprawnym staroświeckim socjalistą. Podważenie płac dyrektorów z Wall Street i City wywoływało oskarżenia o zazdrość polityków. Doskonały dokument Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych odpowiada na te punkty i demaskuje beztroskę w stylu burbońskim wobec innych, która panowała w zarządach City i na parkietach.
Ale nie mylimy się, tak jak rok 1979 był przełomowy dla brytyjskich związków zawodowych, gdy oskarżenia o zbyt dużą władzę związków utkwiły w świadomości publicznej wywołując dewastacyjne skutki polityczne, tak i rok 2008 będzie postrzegany jako punkt zwrotny dla tych w systemie bankowym, którzy przyczynili się do obecnego bałaganu.
W deklaracji londyńskiej odnoszącej się do kryzysu, ogłoszonej w ubiegłym tygodniu przez liderów europejskich związków zawodowych, nalegamy, by finansowane z pieniędzy państwowych wykupy wiązały się z publicznym wpływem i, jeśli to konieczne, kontrolą. Chcemy, by od banków wymagano większych rezerw kapitałowych i musimy skończyć z "praktyką pozabilansowości", która rozwinęła się w celu uniknięcia regulacji i podatków. Jak władze mogły na to zezwolić? Wzywamy również do szybkiej reakcji na poziomie europejskim, zanim ratunkowe plany krajowe, taki jak ten ogłoszony w Irlandii, staną się planami "zubożenia sąsiada".
Z punktu widzenia związku zawodowego jak wszyscy zdajemy sobie sprawę z ryzyka inflacji. Doświadczyliśmy zmniejszania siły nabywczej w związku ze wzrostem cen energii i żywności. Ale realny wzrost płac w Europie był skromny i ograniczony, często nie nadążał za cenami, wzrostem gospodarczym czy wydajnością. Od roku 2000 Niemcy stanowią tego uderzający przykład.
Dlatego właśnie nie pozwolimy, by obecne okoliczności powstrzymały nas przed poszukiwaniem lepszego układu dla pracujących ludzi Europy. W latach 30. pensje zostały obcięte i przeprowadzono deflację, której skutki były katastrofalne. Teraz chcielibyśmy zwiększyć wzrost gospodarczy poprzez niższe stopy procentowe i inwestycje publiczne. Nie możemy tolerować wzrostu ubóstwa i nierówności.
Złoty wiek dla bogatych powinien dobiec końca. Ci, którzy wpędzili nas w ten bałagan, muszą ponieść poważną cenę za ozdrowienie. Obecnie, na przykład, na każdego brytyjskiego podatnika przypada około 5500 funtów za ratunek banków i rachunek ten ciągle rośnie. Przesłanie dla tych podatników, i tych w innych krajach dotkniętych kryzysem, musi brzmieć "nigdy więcej". Nasz system musi zostać ponownie zrównoważony - instytucje finansowe muszą przeznaczać kapitał na produktywne inwestycje w długofalowy rozwój i większą jakość.
Autor: John Monks jest sekretarzem generalnym Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych