- Mamy dziś zły stan finansów państwa. Pomóżcie - miał drżącym głosem powiedzieć we wtorek na ponad godzinnym spotkaniu zamkniętym z prezydium Sejmu Donald Tusk. Jak relacjonuje jego uczestnik premier poprosił opozycję by zgodziła się na powołanie wspólnych grup eksperckich.
Ta jednak pozostała nieubłagana. – Napieralski nie zgodził się na współdziałanie z premierem Tuskiem, bo ten nie przedstawił żadnej konkretnej propozycji tylko jeden kompleksowy pomysł – mówi polityk SLD, jedynej partii opozycyjnej, która na spotkanie z premierem przyszła, bo przedstawicieli PiS-u na nim nie było. A przewodniczący Sojuszu Grzegorz Napieralski nie dość, że się stawił to jeszcze do rozmowy z premierem przygotował, ale bo raczej został do niej przygotowany przez ekonomistów. Bo podczas spotkania przestawił analizę, z której wynikało, że na skutek obniżki podatków w budżecie brakuje 10 milardów złotych, a podniesienie podatku
VAT da tylko 5 mld. Skąd zatem rząd zamierza zdobyć resztę pieniędzy? Na to pytanie Donald Tusk nie odpowiedział.
Jak twierdzi uczestnik spotkania premier podczas niego miał sprawiać wrażenie dogłębnie przerażonego sytuacją. – Jakby nie miał żadnego pomysłu i czekał aż któryś z uczestników spotkania mu go podrzuci. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak jak w przypadku reformy służby zdrowia tak i w przypadku planu wyjścia z gospodarczego kryzysu żadnych projektów ustaw nie było – mówi czołowy polityk. I dodaje, że spotkanie było bezowocne, bo nikt z zaproszonych polityków nie wie jakie kroki zamierza w sprawie ratowania finansów publicznych podjąć teraz premier. Szczególnie, że w politycznych kuluarach coraz głośniej o tym, że Michał Boni, szef doradców premiera załamuje ręce nad obecną sytuacją gospodarczą, obwiniając rząd za pasywność. A przecież jeszcze kilka miesięcy temu Donald Tusk mówił, że dlatego rezygnuje z kandydowania na urząd prezydenta, bo potrzebuje czasu by przeprowadzić do końca reformy w tym plan konsolidacji finansów publicznych. Ciekawe ile teraz każe nam czekać. (wpolityce.pl)