Tyle tu kuurnal wył tu w niebogłosy, że jak ktoś kupił w 1989 roku
akcje na mega górce w japonii to mogiła totalna i mega straty aż po grób. bo nigdy nie wróciło do szczytu. pomijam jego debilne analogie, że tak samo miało być z innymi indeksami, co już sam rynek zweryfikował negatywnie bo po tej bessie dużo indeksów wróciło do szczytów z hossy 2007 a nawet te co nie wróciły są już dużo bliżej odrobienia strat niż nikkei. ale wróćmy do nikkei - nawet jak tu się sprawie przyjrzeć bliżej to oczywiście to kuurnalowe czarnowidztwo nie znajduje pokrycia w rzeczywistości. 29 grudnia 1989 nikkei był na 38 957 pkt, potem krach i zjazd do 14 194 dnia 31 sierpnia 1992. Jest to równo 63% straty.
Tymczasem nawet jeśli ktoś był tak głupi, że trzymał przez cały ten zjazd ale był jednocześnie na tyle przytomny, że po spadku dokupił za tyle samo i dalej trzymał to mógł już niemal całkowicie odrobić straty 31 lipca 1996, kiedy nikkei osiągnął wartość 22 600. stopa zwrotu po dokupieniu na spadku wyniosłaby wtedy 59%, czyli można było odrobić niemal całą stratę. te 4% nie stanowiłoby już wtedy wielkiej tragedii, tyle wynosi inflacja w niektórych krajach. oczywiście to wszystko przy założeniu, że ktoś trzymałby całą bessę, że nie kupiłby za wszystko (jeśli by tak zrobił to nawet go już wtedy nie szkoda - głupota totalna) i że za benchmark stopy zwrotu bierzemy tu indeks. poszczególne japońskie papiery nie musiały by wcale dawać aż takich strat w czasie krachu a być może i większe pole manewru przy odrabianiu strat
albo weźmy osławiony z tego samego powodu nasdaq. od mega szczytu na 5132 w marcu 2000 do dna bessy w październiku 2002 na 1108 otrzymujemy 78% straty. nie do odrobienia? nawet jeśli ktoś przetrzymałby swe udziały przez cały ten okres spadków znów wystarczyłoby dokupić za tę samą ilość kapitału po wygaśnięciu trendu spadkowego i całość strat z nawiązką byłaby odrobiona już w styczniu 2004 kiedy indeks osiągnął 2153 i tym samym miał stopę zwrotu od dna 94%
przenosząc to na nasze rodzime podwórko - gdyby ktoś trzymał u nas od szczytu hossy 2007 do dna bessy 2009 (szczyt 3940, dno 1253), to miałby 68% straty. ale gdyby znów dokupił na dnie za tę samą sumę to stratę odrobiłby już na 2100 (67% stopy zwrotu). wcale nie musiałby więc czekać na powrót do szczytu hossy 2007. oczywiście musiałyby zajść pewne warunki, musiałby dokupić na dnie, trafić w dołek, bezsensownie trzymać całą bessę swe udziały i nie kupić za całość w 2007 itd.
to dobrze pokazuje, że warto zawsze mieć kapitał zapasowy i wchodzić lub wychodzić partiami a nie operować 100% kapitału. oczywiście wtrafienie idealnie w dołek byłoby bardzo trudne, ale wystarczy, że trafiłby gdzieś obok albo nie trzymał całą bessę. wtedy miałby i mniejsze straty i łatwiej byłoby mu je odrobić. jak widać łatwiej jest po prostu być na rynku, nawet tak niedźwiedzim jak nikkei i nasdaq, i wykorzystywać na nim różne okazje i sytuacje niż ciągle wychodzić ze stratą a potem stać na zewnątrz i czekać nie wiadomo na co