Zbałamucony wyborca
/ 83.21.76.* / 2006-08-14 18:00
Uważam, choć nie jestem obrońcą Pana Gintera Grassa, Blaszanym Bębenkiem wcale się nie zachywycałem, ale sądzę, że nagrody, które dostał nie były mu przyznane za to, że nie był żołnierzem SS, ale dlatego że jest jaki jest i to się nie zmienia. Krew mnie zalewa, kiedy zabiera głos w tej sprawie Wałęsa, a już jego wypowiedż, że Ojciec mu zginą na wojnie z niemcami zmusiła mnie do włączenia kompa i zabrania na ten temat głosu. Wałęsa niech popatrzy w swój dowód osobisty to się przekona, że jego tatuncio był w domu w czasie wojny i zajmował się płodzeniem, tak zresztą jak później jego synciu imieniem Lech, w czasie stanu wojennego, obracał w Arłamowie Danusię i to bardzo skutecznie, włacznie z narodzinami przyszłej "baletnicy", a młodszy brat, z którym nagrano kiedyś rozmowę, w wyniku której dowiedzieliśmy się, gdzie ma cały naród, dowodzi, że i po wojnie Tatko był w Popowie. Jak mi wiadomo, to ojciec Wałęsy zginą od noża w pijackiej bijatyce z reki wcale nie wroga, a jedynie moczymordy. A jeśli już Pan Wałęsa taki wrażliwy, to wcale mu nie przeszkadza, że jego synalek jest w partii dowodzonej, lepiej czy gorzej, przez stryjecznego wnuka żołnierza wehrmachtu, ba nawet głosował za jego prezydenturą i ośmielał się publicznie gloryfikować jego osiągniecia. Pan ten nie ma żadnego kręgosłupa, bo to, że nie umie dotrzymywać słowa - wiem już dawno.