Teoretyzujesz. Wykorzystywanie w pracy (nie chodzi oczywiście o to seksualne) polega na nakazywaniu (niekoniecznie przemocą, może być mobbing) wykonywania czynności nieobjętych umową (o pracę, zleceniem, o dzieło, itd.), lub niezgodnych z kodeksem pracy, przepisami BHP, itp. Jeśli ktoś jest zatrudniony na cały etat, a musi pracować po 60 godzin tygodniowo (6*10, tak bywa), to pracodawca powinien mu zapłacić za godziny nadliczbowe, lub oddać pracownikowi te godziny w postaci dni wolnych (lub inaczej, w zależności od określenia w umowie). Jeśli pracodawca nie płaci, pracownik może odstąpić od umowy i ubiegać się w sądzie o odszkodowania i inne tego typu "p*******". Pracodawca wie jednak, że pracownik potrzebuje pieniędzy na utrzymanie i nie będzie stwarzał sobie problemów chodząc po sądach, więc olewa przepisy i straszy pracownika zwolnieniem. Można więc śmiało stwierdzić, że pracodawca WYKORZYSTUJE bezradność pracownika, czyż nie?