flugo dziecko hossy
/ 212.122.206.* / 2008-01-16 18:52
Zanim zacznę mówić o rycerzach Jedi, wspomnę czym jest lub jak jest opisywana Moc.
Według jednego z Jedi, - Obi Wana Kenobi czyli Bena Kenobi, Moc jest to pole energii wytwarzane przez wszystkie żywe istoty, które przenika i spaja Galaktykę, w której dzieje się akcja poszczególnych filmów. Pole energii można wykorzystać i w jego opanowaniu ćwiczą się członkowie Zakonu Rycerzy Jedi. Kim był pierwszy rycerz Jedi, kto założył Zakon. Tego chyba nigdy się nie dowiemy.
Z ową Mocą jest problem, mowa bowiem o Ciemnej i Jasnej stronie mocy. Można zatem założyć że Gwiezdne Wojny dzieją się w świecie o ...manichejskim podziale na zasadę Dobra i zasadę Zła. Zakon Jedi służyłby zatem zasadzie Dobra, a Vader, Palpatine czy w ogóle Sithowie -zasadzie Zła.
Pomysł jest ciekawy. Trochę się to kłóci z koncepcją Mocy jako pola siły - bo wtedy jest to tylko kolejne prawo fizyczne tego świata i od intencji korzystającego zależy czy jest to użyte w dobrej czy złej sprawie. Zakon Jedi jest strukturą hierarchiczną, na jego czele stoi Rada składająca się z 12 członków, którzy z racji posiadanych predyspozycji odpowiadają za jakiś element działalności Zakonu- np. szkolenie nowych członków, archiwa, skarbiec itp.
Sam Zakon składa się z rycerzy i mistrzów Jedi, czyli rycerzy, którym udało się wyszkolić choć jednego ucznia. Uczniowie noszący nazwę padawanów dopiero po wyzwoleniu, pasowaniu za zgodą Rady mogą stać się rycerzami Jedi i ściąć rytualny warkocz, oraz zapuścić dłuższe włosy. Powyższe wnioski wynikają raczej z fanfików niż z samego filmu, choć można by przypuszczać ze Obi Wan Kenobi wygląda w "Mrocznym Widmie" jak typowy padawan Jedi. Obok członków Zakonu, bo i mistrzowie i rycerze oraz uczniowie niewątpliwie zaliczają się do Zakonu, musi w nim istnieć cała masa personelu technicznego wyższych i niższych szczebli. Nie istnieją tu kategorie braci służebnych, półbraci jak u Krzyżaków, ale personel pomocniczy niczym rodziny które przywdziały krzyż u templariuszy, może liczyć na wsparcie i ochronę ze strony Zakonu. Można zauważyć ciekawą ewolucje koncepcji Zakonu u Lucasa - pierwotnie zdaniem wielu fanów i samego autora mieli to być rycerze - wojownicywzorowani na samurajach ze średniowiecznej bądź XVII Japonii, posiadający pewne cechy mnichów buddyjskich, wyznający system zbliżony chyba najbardziej do chińskiego taoizmu. "Gwiezdne Wojny - Nowa nadzieja" weszła na ekrany w roku 1977. W tym okresie Ameryka odpoczywała od wojny w Wietnamie, która zakończyła się jak pamiętamy w 1975 roku podpisaniem traktatów pokojowych w Paryżu i spektakularną ucieczka Amerykanów i ich sojuszników z Sajgonu. Amerykańskie młode pokolenie przeżywało schyłek epoki hipisów, ale zainteresowanie kulturą i religiami Wschodu trwało w najlepsze. Kinowy zjadacz kukurydzy w wielkim amerykańskim mieście znał raczej chińskie pagody, znał kogoś kto był na wojnie w Wietnamie niż oglądał ruiny Belvoir czy Krak de Chevaliers w Palestynie, nie mówiąc o katedrach.
Rzeczywiście Obi Wan Kenobi w swojej aurze pustelnika i tajemniczego wojownika, który kiedyś był nawet generałem, dość dobrze do tego wizerunku wojownika - mnicha pasuje. Nosi mało wyszukany strój, zachowuje daleko idącą powściągliwość w słowach i gestach, opowiada dziwne dla młodego farmera z Tatooine rzeczy o wszechświecie i spajającej go Mocy. Niewiele więcej możemy się dowiedzieć bo ginie we wspaniałej scenie pojedynku, a właściwie znika, bo przecież nie upada u stóp Vader w kałuży krwi z wnętrznościami na wierzchu, czego można by się po takiej walce spodziewać. W "Imperium kontratakuje" mamy znowu kolejna tajemnicza postać -mistrza Jodę. Znowu wiemy niewiele więcej kim są Jedi, jak to się stało ze Zakon, który stał na straży Republiki został tak skutecznie wyniszczony. Niewiele więcej wiadomo o Mocy poza tym, że ma Jasna i Ciemna stronę, czyli może służyć czynieniu dobra bądź zła. W "Powrocie Jedi" też bardziej można się domyślać niż wywnioskować kim lub czym są Jedi, szczęście że z pomocą fanom przyszły już wtedy rozmaite książki i inne apokryfy. Dopiero jednak cześć wcześniejsza sagi ukazuje Zakon w całej okazałości. Wbrew pierwotnemu pomysłowi Jedi z mnichów - rycerzy na wzór samurajów przedzierzgnęli się w jeden z filarów ładu i porządku w Starej Republice, dysponujący środkami i możliwościami takimi, że czasami aż chciało by się zapytać (parafrazując słowa papieża Klemensa VII) - komu służy Zakon?
Oczywiście nie chodzi o Zakon Świątyni czyli Templariuszy ale o Zakon Rycerzy Jedi ale podobieństw trochę jest. Podstawowe - czy pełni on funkcje służebna wobec np. Senatu galaktyki, czy jest raczej samodzielna struktura, która czasem nawet może iść wbrew Senatowi, czy wreszcie wypowiedzieć mu posłuszeństwo - gdy zostanie zdominowany przez polityków pokroju Palpatine'a czy Gunray'a. Takiej roli nie dałby rady pełnić mały zakon z garstka mnichów, dlatego możemy w "Mrocznym Widmie" oglądać wspaniała siedzibę Zakonu, poznać jego najwyższy organ Rade i to niekoniecznie zgodną - nawet w Zakonie musza pojawić się rozbieżności. Należy domniemywać, że Zakon ma solidne podstawy finansowe, bo by utrzymać tak wielki kompleks, móc zbierać dane i stanowić lad w Galaktyce potrzebna jest spora armia ludzi, jeśli nie samych Jedi, to personelu pomocniczego czyli odpowiedników średniowiecznych ,półbraci, serwientów i turkopoli.
Niestety Lucas nic o tym nie wspomina i możemy się tylko domyślać kto, używając popularnego określenia, trzyma kasę. Jednak pozostawanie na łasce władz Republiki, byłoby co najmniej niebezpieczne dla normalnego funkcjonowania Zakonu. Podstawą zatem jego materialnej egzystencji mogą być dochody z akcji, bądź papierów wartościowych, różne fundusze inwestycyjne, być może dochody z kopalń i procent od handlu pomiędzy rożnymi układami wchodzącymi w skład Galaktyki. Na pewno dochodzi do tego sporo darowizn, nie wykluczone, że otrzymują spore majątki w zamian za pomoc w rożnych sprawach, a to za uratowaną prze zakusami konsorcjum lub federacji planetę, a to za pomoc w ukryciu kogoś zagrożonego prze osławione "Czarne Słonce" czy inną organizację. Jednym słowem Zakon jest na tyle potężny i bogaty, że nie liczy się z kosztami wysyłając rycerzy w różne misje. Można przypuszczać że przygotowanie takich misji, zbieranie informacji, przygotowanie miejscowego ruchu oporu, albo zmontowanie przyjaznego stronnictwa musi kosztować, w takich sytuacjach raczej należy liczy się ze sporymi wydatkami. Oczywiście rycerze czy nawet mistrzowie mają mały skromny majątek, ot jakaś pamiątka, przybory służące utrzymaniu osobistej higieny, szaty i oczywiście służące pokryciu najpotrzebniejszych wydatków osobiste konto w banku. W przypadku misji najprawdopodobniej otrzymują jednak stosowne pełnomocnictwa i listy oraz środki, by moc w razie potrzeby posłużyć się odpowiednim kwotami i zrealizować pomyślnie powierzone zadanie. Gromadzenie informacji o tych 2000 systemów musi również zaangażować sztab ludzi, których dyskrecję trzeba odpowiednio wynagrodzić. Można przypuszczać ,że oprócz rycerzy i mistrzów stale przebywających w Świątyni na Coruscant, oraz tych którzy wykonują misje, jest pewna mała grupa rycerzy wraz ze współpracownikami, którzy stale rezydują w obrębie jakiegoś układu pilnując niejako porządku na miejscu.
Tak można sądzić po lekturze apokryficznego "Ja Jedi" Stackpole'a gdzie tytułowy Corran Horn pochodzi z takiej rodziny koreliańskich Jedi, którzy na stałe rezydowali w macierzystym układzie. Nieco naciągając można przypuszczać że Zakon posiada cos w rodzaju placówek na niektórych planetach - czyli jedno albo kilkuosobowe komandorie, baliwaty, a może komturie?
Niestety oficjalna chała oraz filmy nie potwierdzają takich przypuszczeń, ale jest to do pewnego stopnia prawdopodobne.
Światynia Jedi na Coruscant to serce i kwatera Zakonu, takie jakby templum paryskie oczywiście na miarę "Gwiezdnych Wojen". Nieco więcej możemy o nim powiedzieć po premierze "Ataku Klonów". Tutaj zbiera się na stałe rada Jedi by podejmować decyzje o sprawach żywotnych dla zakonu. Do podjęcia decyzji niezbędne są informacje i tu w Świątyni są one gromadzone i opracowywane, choć jak widać po spotkaniu Obi-Wana z hm... szefową archiwów, biurokracja zaczyna zżerać Świątynie od środka, a według słów Jody "...pycha to teraz często spotykana cecha u rycerzy Jedi..."
Czyżby zatem "...stali się dumni i pyszni, nie mieli już jednego konia na dwóch, ale o ich bogactwach zaczęły krążyć legendy..."?
Wracając do Świątyni Jedi - jej archiwa i komputery pozwalają na gromadzenie na bieżąco i aktualizowanie różnych informacji, choć mogą one również zostać wymazane celowo bądź zagubione.
Po przekroczeniu jej bram młoda istota - nie tylko człowiek, może zostać przygotowana i wyszkolona na rycerza Jedi, tak jak młody Anakin Skywalker. Właściwie młodzi adepci mogą szkolić się niczym nie niepokojeni, bo Świątynia zapewnia wszelkie niezbędne środki i pomoce. Tutaj mieszkają rycerze i mistrzowie, jeśli nie pełnią żadnych misji w terenie, odpoczywają, dochodzą do zdrowia. Niewykluczone, że Świątynia jest domem również dla wspomnianych wcześniej pracowników obsługi a może nawet i ich rodzin, choć nie jest to wprost powiedziane. Świątynia to także warsztaty produkujące i naprawiające ekwipunek rycerzy niezbędny w trakcie wykonywania misji. Flota Zakonu pozostaje jednak w większych portach, a w Świątyni są do dyspozycji statki o mniejszych tonażach, które mogą korzystać z platform startowych tej budowli. Jak zatem widać nie jest to garstka mnichów władająca Mocą, ale potężna organizacja mogąca skutecznie wpływać na sytuacją w Galaktyce.
Możemy się tylko domyślać jak dalej potoczą się wydarzenia - w "Ataku Klonów" mogliśmy oglądać zarówno powstanie armii Republiki, jak również spór między Obi Wanem i Anakinem. Jeżeli rzeczywiście Jedi kładą taki nacisk na wyrzeczenie się uczuć i emocji, a mają miejsce spory pomiędzy rycerzami i mistrzami, to jest to schyłek Zakonu, dlatego osobiście pasuje mi postawa pewnej niesubordynacji Qui Gona a może trochę i Obi Wana.