Pragnę nieśmiało zauważyć, że taka opcja była już ćwiczona lecz żeby wybić podatnikom z głowy składanie takich wniosków, na wszelki wypadek robiło się im kontrolę. Zainteresowani szybko zrozumieli, iż nie można męczyć urzędników zapytaniami i zaprzestali. Poza tym jak celnie zauważyli autorzy, taki parszywy podatnik może się później powołać na otrzymaną interpretację, a przecież może się zdarzyć, ze inny organ, ha inny urzędnik inaczej interpretuje zdarzenie podatkowe niż ten, który pisał pismo. I co ? Poruta, bo przecież jak nie ma pisma, zawsze można powiedzieć, że urzędnik wcale tak nie mówił lub podatnik źle go zrozumiał, a jak jest dokument, to już tak się nie da. O czym tu zresztą pisać, skoro coraz powszechniej zdarza się, że posiadanie korzystnego wyroku sądu administracyjnego nie gwarantuje odstąpienia urzędu od niszczenia przedsiębiorcy. Nie męczcie ludzi opisami iluzji. Dziki kraj.