To, że wyciągają, nie znaczy jeszcze, że problemu nie ma, właśnie chodzi o stworzenie takiego poczucia u zwykłych inwestorów, którzy nie potrafią samodzielnie mysleć, tylko kierują sie takimi przesłankami. Po prostu nie budują, bo to co już jest trudno sprzedać. Oznacza to zmniejszenie zapotrzebowania na materiały budowlane, wykończeniowe, wyposażenie wnętrz, razem duża część gospodarki, za tym idą zwolnienia pracowników, a więc i zmniejszenie siły nabywczej, co automatycznie odbija się na kursach akcji na giełdzie. Jak do tego dodamy kłopoty banków ze złymi kredytami, co również przekłada się na sytuację konsumenta, zapaść na rynku samochodowym, to rzutować będzie na sytuację na giełdzie przez wiele miesięcy. Nie należy zapominać o odpływie netto kapitału ze Stanów, to też odbije się na kursach, bo sprzedaje się przecież
akcje czy obligacje, co też rzutuje na ich ceny. Tak, że radość przedwczesna, bo sztuczne podtrzymywanie wzrostów jeszcze dzień, dwa czy tydzień nic tu nie zmieni, uważam nawet, że wręcz pogorszy sytuację. Inwestowanie robione w oparciu o kredyty w pewnym momencie się załamie. Teraz robią takie znieczulenie dla naiwnych, którym wydaje się że dane fatalne, ale rośnie, to może jednak jest dobrze. Tłumowi wiele nie potrzeba, wystarczy go gdzieś popchnąć i zaraz tam leci. W końcu zostaje ubrany w przewartościowane akcje, ktorych nie ma komu sprzedać. Nie mogą się już orghanicznie rozwijać, to modne stały się fuzje i przejęcia, które na dobrą sprawę niczemu dobremu nie służą, poza oganiczaniem konkurencji i powstawaniem coraz większych niesterowalnych molochów. Cały katalog różnego typu instrumentów, ktorych wpływu na wycenę nikt nie jest w stanie wyliczyć, ale pozwlają przyciągnąć zainteresowanie przez same zapowiedzi skupu akcji, różnego rodzaju plotki, które i tak później się nie sprawdzają, straszenie strajkami, katastrofami, i innymi tego typu wydarzeniami, aby tylko na moment podbić cenę. Przerzuca się te same pieniądze z sektora na sektor, z metali na ropę czy złoto, z akcji na obligacje, tak aby cały czas się mieliło bez sensu i żeby nikt z tego nic nie rozumiał. Jednego dnia uzasadnia się spadek ceny miedzi rosnącymi od wielu miesięcy zapasami i nadpodażą w skali glogalnej, drugiego się o tym zapomina, bo zapasy na LME spadły o 500 ton i mają już powód, żeby cena skokowo rosła. Wreszcie przyjdzie moment prawdy i okaże się, że król jest nagi, a tłum zapakowany po uszy drogim towarem.