elllllll
/ 91.200.69.* / 2016-01-25 10:16
Z tą kiełbasą to było różnie. Była parówka na krylu, tzw. robotniczo-chłopska, czyli rano czerwona, wieczorem zielona, ale i tak była zdrowsza, niż dzisiejsza, bo bez konserwantów i glikozy. Były bardzo dobre wędliny "z konsumów", czyli na talony dla wierchuszki - milicji, wojska, niektórych urzędów. A reszta zależała od woli dyrektorów zakładów mięsnych: jak kradł i pozwalał kraść, to kiełbasa była w smaku marna (ale i tak bez innych konserwantów, niż sól i saletra), a jak zakład eksportował - to wędliny były palce lizać, np. wędzonka czy szynka z Krotoszyna. I wszystko było naturalnie wędzone. Miałam też pod nosem prywatnego rzeźnika (nawet jak kartki były), produkującego to, co wolno było, czyli wątrobianki albo metki, przerabiane potem metodą suszenia na powietrzu na "salami". I to też było pyszne.