vasquez jimenez
/ 193.111.166.* / 2008-08-07 10:50
Zgadzam się z obydwoma twierdzeniami: last minute może oznaczać calkiem fajny wyjazd (wtedy cieszymy się, że za taką taniochę udalo nam się wyrwać taki extra wyjazd), ale też może zamienić się w koszmar (wtedy pomstujemy i robimy aferę po powrocie do Polski, zapominając, że kupiliśmy uslugę wycenioną poniżej kosztów). Zdarzyly mi się oba przypadki i od czasu lastminute'owej porażki zastanawiam się zawsze, czy nie kupuję g-wna w zlotym papierku. Przecież biuro podróży nikomu nic nie daje za pól-darmo - mimo, że tak wlaśnie to przedstawia. Skoro za pól-darmo, to musi być w tym jakiś haczyk.
Inna sprawa - co jest już znacznie bardziej oburzające - że ostatnie wakacje też mialem nie do końca udane, bo TUI/ScanHoliday sprzedalo nam wyjazd do hotelu, w którym na 3 dni przed naszym przyjazdem mial się skończyć generalny remont. Jak latwo się domyślić, termin zakończenia się obsunąl i gdy wylądowaliśmy na Gran Canarii okazalo się, że nasz hotel to jeden wielki plac budowy. A przed wyjazdem ANI SLOWEM NIE PISNĘLI na temat tego remontu. Zdjęcia w katalogu oczywiście nie uwzględnialy tego drobnego szczególu. Wspólczuję tylko ludziom, którzy pojechali tam 2 tyg. później, bo o ile nam zaproponowali inny hotel, to ich już wcisnęli do tego świeżo-wyremontowanego. Oczywiście remont hotelu się zakończyl, ale plac budowy dookola pozostanie jeszcze pewnie przez 2 miesiące...
Przy następnej okazji, oprócz dokladnego przeczesania holiday-watchdog'a, skontaktuję się z samym hotelem i każę sobie opisać wszystko ze szczególami i przeslać aktualne zdjęcia. Albo po prostu kupię wyjazd z niemieckich biur podróży, które nie mogą sobie pozwolić na takie rolowanie klientów.