ńina
/ 83.27.162.* / 2010-07-28 16:16
piszą internauci-czy prawda?-
Donald Tusk FAŁSZOWANIE ŚLEDZTWA ?!!! NAJNOWSZE USTALENIA!!! O KTÓREJ GODZINIE NAPRAWDĘ ZGINĘLI ? KATASTROFALNY WYPADEK CZY ZBRODNIA ? WINNI ROSYJSCY KONTROLERZY!!! TO ZBRODNIA!!! KONTROLERZY ROSYJSCY DOPROWADZILI DO KATASTROFY! ROSYJSCY KONTROLERZY NAPROWADZILI PREZYDENCKIEGO TUPOLEWA NA FAŁSZYWĄ ŚCIEŻKĘ !!! "GAZETA POLSKA" DOTARAŁA DO PILOTA JAKA "Gazeta Polska" dotarła do zeznań pilota Jaka-40 Piotra Wosztyla. Pilot słyszał komendy wydawane prezydenckiej maszynie przez wieżę w Smoleńsku. "Zejdźcie do 50 metrów" - padło z wieży. Według "Gazety Polskiej" KONTROLERZY WIEDZIELI, ŻE SAMOLOT BYŁ NA FAŁSZYWEJ ŚCIEŻCE !!!. Zdaniem gazety kontrolerzy WYDALI WYROK ŚMIERCI NA PREZYDENCKI SAMOLOT !!! Dziennikarze dotarli do zeznań Piotra Wosztyla złożonych w prokuraturze. To pilot rządowego Jaka, który lądował w Smoleńsku przed tupolewem. Słyszał on komunikaty z wieży w radiostacji pokładowej Jaka-40.Gdy Robert Grzywna, drugi pilot tupolewa, podał na wysokości 80-70 metrów komendę "odchodzimy", miał usłyszeć w wieży: "zejdzćie na 50 metrów". "To dowodzi, że wieża kontrolna w Smoleńsku kierowała prezydencką maszynę do zderzenia z ziemią. Kontrolerzy na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj wiedzieli, że polski samolot był na fałszywej ścieżce schodzenia - był kierowany wprost w dolinę, głęboką na 60 metrów" - pisze "Gazeta Polska" Dziennikarze piszą, że Piotr Wosztyl zeznał, iż rosyjski kontroler powiedział do pilotów Tu-154: "jak na wysokości 50 metrów nie zobaczycie pasa, odlatujcie". "Wieża wiedziała, że widoczność w pionie w rejonie lotniska wynosiła wówczas zaledwie 30 metrów. Zejście polskiego Tu-154 do poziomu 50 metrów oznaczało nieuchronne zderzenie ze zboczem kończącej się doliny" - czytamy w "Gazecie Polskiej". Piloci tuż przed katastrofą mieli zobaczyć wyłaniające się przez mgłę zbocze doliny, ale w tym momencie byli już bez szans. "Gazeta Polska" pisze, że zeznania Piotra Wosztyla są sprzeczne z zeznaniami Pawła Plusnina, kontrolera lotów w Smoleńsku. Miał on zeznać, że zabronił pilotom schodzić poniżej 100 metrów. "Zastanawiające, że ani komendy Rosjan, którą słyszał porucznik Wosztyl mówiącej o zejściu do 50 metrów, ani nawet tej z zeznań rosyjskiego kontrolera mówiącej o 100 metrach, która byłaby dowodem dobrych intencji wieży, nie ma w stenogramach. Jest to kolejna przesłanka dowodząca, że stenogramy, podobnie jak całe niemal śledztwo, sfałszowano" - pisze "Gazeta Polska". TAKŻE REPORTERZY "WIADOMOŚCI " TVP1, W OSOBNYM WŁASNYM DOCHODZENIU USTALILI, ŻE TO WIEŻA KONTROLNA LOTNISKA W SMOLEŃSKU ODPOWIADA ZA KATASTROFĘ SAMOLOTU PREZYDENCKIEGO Tu 154 !!! To wieża kontrolna w Smoleńsku odpowiada za tragedię prezydenckiego Tu 154 – Z ich wyliczeń wynika bowiem, że to pracownicy wieży mogli podać nieprawidłowe dane.Z przedstawionych wyliczeń wynika, że wieża podała, iż samolot jest bliżej pasa startowego, niż było w rzeczywistości. Do takich wniosków doprowadziły dziennikarzy prędkości samolotu. Ze stenogramów wynika, że każde ostatnie dwa kilometry samolot pokonuje średnio w 22 sekundy, a to oznacza, że po kolejnych 22 sekundach powinien dotrzeć do pasa startowego. Tymczasem po 20,6 sekundach rozbija się prawie kilometr przed nim. Oznaczałoby to, że samolot ostatnie dwadzieścia sekund leciał z prędkością 173km/h. Wydaje się to niemożliwe, bo podejście do lądowania wykonał lecąc około 300km/h. Jest druga możliwość – błędne wskazania z wieży. Zdaniem ekspertów, załoga na podstawie komend z wieży mogła uważać, że dolatuje do pasa startowego. – To, że uderzyli w drzewo w odległości 1100 m może sugerować, że byli przekonani, że w tym miejscu powinien być pas lotniska. Pytanie, jak przebiegało naprowadzanie ze strony kontrolera rosyjskiego? I czy w sposób właściwy pokierował on lotem naszego samolotu? Bo wynika z tego, że tak jakby tego kilometra zabrakło – mówi Krzysztof Zalewski, dziennikarz miesięcznika „Lotnictwo”.– Cały czas jeszcze jestem w szoku i nie mogę dojść do siebie – relacjonuje nam osoba z załogi polskiego jaka-40, który 10 kwietnia lądował w Smoleńsku tuż przed maszyną z prezydencką delegacją. Nasz rozmówca był już przesłuchany przez polską prokuraturę. Opowiedział śledczym, co widział i słyszał na lotnisku w Smoleńsku. Prawo zakazuje mu ujawniania swych zeznań, bo śledztwo trwa, ale zdecydował się o tym opowiedzieć Faktowi, bo nie może pogodzić się ze zrzucaniem winy na załogę tupolewa.– Ludzie muszą dowiedzieć się, jak to tam wyglądało. Bo teraz tylko wciąż słyszę, że winni są tylko polscy piloci. A tu, na lotnisku, z obsługą tego lotu, też działy się dziwne rzeczy, które trzeba wyjaśnić – tłumaczy nasz rozmówca.– Po wylądowaniu cześć z nas stanęła przy pasie lotniska i czekała na tupolewa – opowiada świadek. Piloci wrócili do samolotu i przez radio rozmawiali z załogą prezydenckiej maszyny. – Oni wiedzieli od nas, że jest mgła i bardzo złe warunki, ale nie byli span