Czego historia uczy nas o rynku
15.10.2008 10:12
Jedno z ostatnich wydań The Wall Street Journal zajęło się analogiami między Wielkim Kryzysem a obecną sytuacją na rynkach. Wnioski są … optymistyczne.
Podobna tematyka10 największych załamań giełdowych
Przed nami najgorsza recesja od 1983 r.
9 lipca 1932 r. to dzień, którego na Wall Street nikt nie chciałby przeżyć po raz drugi. Indeks DJIA zamknął się na poziomie 41,63 punktów, o 91 proc. niżej niż trzy lata wcześniej. W handlu było tylko 235 tys. akcji. Ówczesny komik Eddie Cantor opowiadał, że jego makler kazał mu kupować
akcje na starość i miał rację: w tydzień stał się starym człowiekiem! Cały kraj był sparaliżowany strachem. Produkcja przemysłowa spadła w trzy lata o 52 proc., zyski firm były o 49 proc. niższe. Banki straciły płynność, prawie nie wypisywano czeków. Większość transakcji przeprowadzano w gotówce.
Zaledwie osiem dni przed krachem, genialny inwestor Benjamin Graham, który wiele lat później stał się mentorem Warrena Buffeta, opublikował w magazynie Forbes artykuł pod tytułem: „Czy należy zlikwidować bogate firmy, które przynoszą straty?”. Graham udowodnił w tym tekście, że wiele z największych amerykańskich korporacji miałoby większą wartość po bankructwie – co dwunasta firma notowana na NYSE miała więcej w gotówce i kontrolowanych akcjach niż wynosiła jej kapitalizacja rynkowa.
A dziś? Najbardziej czarny scenariusz przewiduje, że świat cofnie się do wydarzeń z 1932 r. Ale prawdopodobieństwo, że tak się właśnie stanie, jest bardzo niewielkie. Robert Shiller z Yale University i główny ekonomista MacroMarkets LLC, podpiera się indeksem „Graham Z/C”, miarą wartości rynkowej, w której cena głównych amerykańskich akcji dzielona jest przez ich średnie zyski netto z ostatnich 10 lat, skorygowane o inflację. Po ubiegłotygodniowej jatce, indeks Standard & Poor’s 500 notowany jest przy wskaźniku cena/zysk na poziomie 15. To spadek o 25 proc. w porównaniu z 30 września. Indeks Graham C/Z nie był tak nisko od stycznia 1989 r., a średnia za okres od 1881 r. do dziś to 16,3.
Współczesne dno dla indeksu Graham C/Z wyniosło 6,6 w lipcu i sierpniu 1982 r. i spadało poniżej 10 przez kilka dłuższych okresów od II Wojny Światowej, ostatnio od 1977 do 1984 r. Indeks S&P 500 musiałby spaść do 600 punktów, by wskaźnik Graham C/Z spadł do 10. To oznacza 30 proc. spadek od poziomu z ubiegłego tygodnia. Dow Jones musiałby spaść do 6000 punktów. Czy rynek naprawdę może aż tak zanurkować? Aby wypaść tak źle, jak w 1982 r., indeks S&P 500 musiałby obniżyć się do 400, czyli spaść o ponad połowę w stosunku do obecnych wycen.
Co ciekawe, sytuacja przypomina chaos Wielkiej Depresji. Z 9194 spółek znajdujących się w statystykach Standard & Poor’s, 3518 kosztuje mniej niż ośmiokrotność ich zysków w ostatnich latach. Prawie jedna na 10, albo 876 firm, wycenianych jest poniżej wartości wynikającej z posiadanej gotówki, to jeszcze większy odsetek niż Graham wyliczył w 1932. Np. firma Charles Schwab ma 27,8 mld USD w gotówce, a jej kapitalizacja rynkowa to 21 mld USD. Te liczby świadczą o całkowitym zaniku wiary co do przyszłości rynku akcji. I, jak Graham napisał w 1932 r.: „Najprawdopodobniej [rynek] się myli, tak jak zwykle myli się w ocenie przyszłości”.