brydzia
/ 2007-08-14 12:27
/
10-sięciotysiącznik na forum
Kredytowy dylemat
Financial Times, 14.08.2007
Wydarzenia zeszłego tygodnia pokazują dokąd zabrnął proces finansowej globalizacji.
R E K L A M A czytaj dalej
Europejski Bank Centralny wstrzyknął w rynki ponad 155 mld euro (212 mld dolarów), ponieważ bezrobotni robotnicy z Detroit przestają spłacać kredyty hipoteczne, które uzyskali w 2006 r., gdy nie wymagano żadnego wkładu własnego, spłaty kapitału, czy dokumentowania dochodów. W latach 80. takie problemy ze spłatą doprowadziłyby do problemów lokalny banków. W tej dekadzie pożyczki podlegały sekurytyzacji, były pakowane w papiery wartościowe oparte na długu (CDO) i sprzedawane funduszom hedgingowym, które kupowały je przy pomocy lewarów.
Zamrożenie kilku funduszy hedgingowych przestraszyło rynki. Nie ma możliwości, aby ocenić jak wiele z nich upadnie, ponieważ rynek papierów wartościowych opartych na kredytach o podwyższonych ryzyku (subprime) jest niepłynny i nieprzejrzysty. Fundusze hedgingowe wyceniały je przy użyciu modeli, dających sporo swobody, co do momentu uznania strat. Rynek subprime zaczął implodować pod koniec 2006 r., ale fundusze nie uwzględniały żadnych strat aż do czerwca. Straty okazały się tak szokujące, że ceny aktywów tąpnęły nawet w przypadku papierów wysokiej jakości.
Fiasko kredytów typu subprime wynika ze zbyt dużego ryzyka, jakie brali na siebie pożyczkodawcy. W latach 2001-2006 w Stanach Zjednoczonych nastąpił boom nieruchomościowy. Pożyczkodawcy szybko zareagowali rozszerzając udzielanie kredytów na osoby wcześniej dla banków niewiarygodne. Sześć miesięcy temu podczas szczytu, na rynku było 1,3 bln dolarów kredytów subprime, co stanowiło ok. 13 proc. całego rynku hipotecznego. Do tej lekkomyślności zachęcił ogromny popyt Wall Street na niskiej jakości pożyczki pakowane w papiery CDO. Agencje ratingowe przyczyniły się do boomu dając wysokie ratingi papierom zabezpieczonym pożyczkami o wątpliwej jakości. Agencje współpracowały z brokerami tworząc papiery wysokiego ryzyka, ponieważ opłaty od strukturyzowanych transakcji finansowych były trzy razy wyższe niż w przypadku konwencjonalnych obligacji. W pierwszym kwartale strukturyzowane produkty finansowe stanowiły w Moody’s 46 proc. wszystkich przychodów.
Szef amerykańskiej Rezerwy Federalnej Ben Bernanke zasugerował, że straty rynku subprime mogą osiągnąć 50-100 mld dolarów, czyli mniej niż jeden procent produktu krajowego brutto Stanów Zjednoczonych. Taka strata byłaby dość skromna w porównaniu ze stratą w wysokości 2,5 proc. PKB wynikłą ze skandali pożyczkowych i oszczędnościowych na początku lat 90. Kłopot z prognozą Bernanke’a jest taki, że potrzebne będzie trochę szczęścia, aby się ziściła. Ostateczny koszt będzie zależeć od cen domów. Kredytowe tąpnięcie może wpłynąć na spadek cen domów nawet o 10 proc. Przy takim wariancie straty z pożyczek subrpime mogą być dwa razy większe, niż prognoza szefa Rezerwy.
Ponieważ rynek domów jest w Stanach Zjednoczonych wart ponad 20 bilionów dolarów, gospodarka raczej poradzi sobie ze stratą w okolicach 100-200 miliardów. Problemem dla Fed są konsekwencje ostatnich zdarzeń. Na przestrzeni ostatnich czterech tygodni, stopy oprocentowania tradycyjnych pożyczek hipotecznych zwiększyły się o 100 punktów bazowych oraz o 300 punktów w przypadku subprime, osiągając poziom 11 procent. Nie wynikło to z kierunku polityki monetarnej, ale z chęci pożyczkodawców ochrony samych siebie w obliczu gwałtownie pogarszającej się jakości kredytów. Udział rynku budowy domów w PKB już obniżył się z 6,2 proc. pod koniec 2005 r. do 4 proc. w drugim kwartale tego roku. Poziom 3 proc. do końca 2008 r. jest realny. Fannie Mae ogłosiło, iż jest gotowe pomóc w zmniejszeniu ryzyka krachu kredytowego poprzez rozszerzenie swojego bilansu. Administracja Busha jest temu niechętna z powodu skandali księgowych sprzed dwóch lat. Demokraci będą jednak żądać, aby Fannie Mae zwiększyło ilość pożyczek, ponieważ do tego zostało stworzone.
Fed jest w rozterce. Jest niechętne ułatwieniom, ponieważ uważa, że amerykańska gospodarka cały czas może rozwijać się w tempie ok. 2-3 proc. z inflacją na poziomie powyżej 2 proc. Do drugiego kwartału nie było oznak słabości w wydatkach konsumentów, a teraz wielu analityków obwinia za ten fakt ceny benzyny, a nie słabnący rynek nieruchomości. Jednak wraz z rosnącym oprocentowaniem kredytów, pojawia się ryzyko długotrwałego pogorszenia koniunktury na rynku mieszkaniowym. Chicagowski rynek futures przewiduje, że w przyszłym roku ceny domów spadną o 3-4 proc. Rośnie ryzyko spadku o 10 proc. W Stanach Zjednoczonych na rynku nieruchomości mieszkaniowych nie było ogólnonarodowego spadku cen od 1933 r. Jeśli obniżą się one o 10 proc. w roku wyborów prezydenckich, presja na Fed, aby załagodzić sytuację stanie się bardzo duża. Kandydaci prezydenccy mogą starać o głosy obiecując wybór na szefa Fed bardziej pro-mieszkaniowej osoby. Kadencja Bernanke’a kończy się w 2009 r. i jeśli będzie się on starał o kolejną, konieczne będzie dopuszczenie do sytuacji, w której ceny domów będą determinować politykę monetarną.
Autor: David Hale, ekonomista i założyciel Hale Advisors w Chicago