Część rano niestety wkleiła mi się wyżej, ale pomijając poranny mój monolog powyżej, kontynuuję (musiałem do pracy zajrzeć):
Jak ma być w Polsce dobrze, jeśli zmieniamy profil gospodarki z przemysłowego na usługowo-budżetowy? Nie utrzymaliśmy własnego przemysłu (stocznie to pikuś), po 90-tym roku mieliśmy własny przemysł odzieżowy, elektroniczny, ciężki, technologie, ale nie mieliśmy kadr kierowniczych myślących kategoriami interesu narodowego i walki o utrzymanie tych miejsc – lepiej było prywatyzować. Polecam wycieczkę do Łodzi, gdzie jest jeszcze sporo fabryk w stanie świeżej ruiny, część jest zaadoptowana na centra handlowe... Ludzie mają pracę, ale jaką? Małorozwojową + nisko opłacaną. Chcą coś więcej – biorą kredyt w banku i płacą w efekcie jeszcze więcej. Skutkiem tego nie ma dziś podstaw do zwiększania PKB, bo bynajmniej hipermarkety, czy usługi go nie generują, przerośnięta budżetówka również. I tu nie potrzeba jakichś głębokich analiz; co tylko będzie, jak przestaniemy prywatyzować? To źródełko wysycha, przedsiębiorstw rozwijających się i sprzedających za granicami nasze produkty (robione w całości u nas) już teraz prawie nie ma, więc skąd wpływy do budżetu? 2012 rok – mistrzostwa w piłce kopanej, po których kończy się euforia modernizacji naszej infrastruktury jak i kurek z pieniędzmi z UE też będzie już przykręcony = mniej firm ma zamówienia = mniejsze wpływy do budżetu = spowolnienie gospodarki; PKB Niemiec spada = zamówienia w naszym „przemyśle” (bo można w uproszczeniu nas określić podproducentem głównie Niemieckich fabryk), czyli u nas również mniej pracy; i pytanie – a co z naszym oknem na świat w postaci dostępu do morza, co robi MSZ, aby z innymi naszymi sąsiadami również rozwijać współpracę gospodarczą? Niby napędzi nas Boże Narodzenie (nasz popyt wewnętrzny), tylko popytaj osoby pracujące w bankach, jak jest z udzielaniem kredytów? Zmniejsza się ilość udzielonych dla klientów indywidualnych; w sektorze przedsiębiorstw początek tego roku był rokiem, gdzie firmy miały „najmniejsze potrzeby kredytowe” od początku prowadzenia tych badań – w ostatniej lub przedostatniej publikacji NBP nt stabilności sektora finansowego, obecnie również nie chcą brać, bo nie planują inwestycji!! Nikt nie daje nam wzrostu PKB na kolejny rok pow. 4% (prof. Winiecki – 3% z kawałkiem; HSBC 3%, S&P 3-4%, JPMorgan 2,7%, INE PAN – 3,9% za ten rok z tendencją spadkową w kolejnym; wszystko realnie); moja prognoza - w perspektywie złotówka traci na wartości, szczególnie od połowy 2012 roku (CHF w górę, więc kredytobiorcy w CHF dopiero teraz będą płakać), w efekcie dług nasz rośnie, Rząd przykręca śrubę podnosząc kolejny raz
vat i leżymy w 2013, bo wysokie podatki bynajmniej nie będą sprzyjać przyśpieszeniu wzrostu gospodarczego. Bezrobocie rejestrowe nie spada, bo socjal (może nie jak w Grecji) bynajmniej nie nastraja do aktywności zawodowej jednostki społeczeństwa mniej zaradne. Młode pokolenie zabiera nam zachodni sąsiad, (słynne oferty już dla gimnazjalistów, niestety nawet u mnie w rodzinie taki jeden rodzynek już korzysta z tego programu), a u nas? Zamiast poszerzać ofertę pomocy bezzwrotnej dla nowych lub modernizujących się firm, oferujemy strefy ekonomiczne, do których jeszcze dopłacamy, aby łaskawie jakaś korporacja zagraniczna otworzyła się na pewien czas i zaoferowała pracę za połowę średniej krajowej kilkuset osobom? A do tego jeśli jeszcze usłyszę, że budżetówka jako „służba cywilna” otrzyma na koniec tego roku premie, to spytam się, kto i jakie osiągnięcia wprowadził np. dla małych i średnich przedsiębiorców, którzy chyba już jako jedyni podtrzymują jeszcze ten porządek rzeczy? Ostatnie stymulujące gospodarkę reformy były ponad 5 lat temu, zbiegły się z koniunkturą, ale potem długo nic się nie działo poza podwyższeniem vat’u, więc oświeć mnie, gdzie tu mam widzieć światełko nadziei?