Ekonom.
/ 195.20.110.* / 2011-03-19 17:36
Problem przede wszystkim leży w systemie edukacji i wychowaniu (w rodzinie, która nie zawsze dostatecznie interesuje się swoimi najmłodszymi, czy w wybujałych ambicjach rodziców, którzy sami nic nie osiągnęli - rodziny ustawowo nie będziemy przecież organizować):
- mamy za dużo magistrów od wszystkiego...
- mamy za mało absolwentów, którzy na prawdę są specjalistami (np. Akademia Krakowska była założona, żeby kształcić ówczesne kadry na potrzeby Kraju i myślę, że warto cały czas wracać do tej idei - tych kilka „kierunków zamawianych” to chyba kpina na tle obecnej masy studentów i obecnych potrzeb)
- mamy za mało osób do typowej "brudnej roboty" - jakoś nie brakuje miejsc pracy dla fachowców (dziś zaczyna to mieć wydźwięk perioratywny) z wykształceniem zawodowym - nie ma tego prestiżu, że mgr przed nazwiskiem (młody wykształcony mgr obrazi się, jak zapytam: „magister” czy "majster"), a dobry fachowiec jest w stanie zarobić na mieszkanie w czasie, gdy taki "magister" ledwo skończy studia i zacznie szukać swojego pierwszego wymarzonego etatu za najniższą krajową zupełnie marnując zdobytą wiedzę; nie wspomnę o konsekwencjach dla budżetu w postaci mniejszej ilości osób pracujących, czyli mniej kupujących, czyli mniejszym popycie wewnętrznym, czyli skracając mniejszych wpływach do budżetu i mniejszym PKB
- mamy rozleniwioną młodzież, która nijak nie zna innego spędzania czasu, jak przy komputerze (o "dobrej zabawie" przy dopalaczach, alkoholu, czy słoneczku bez zabezpieczeń zdrowotnych konsekwencjach ww nie wspomnę), która nic przydatnego w życiu nie będzie umiała, a po studiach nie będzie wiedziała, jak z nabytej wiedzy potem korzystać, a do prostszych prac będzie mieć "za dobre wykształcenie" - pomijając wszelkie badania demograficzne i tak niekorzystne dla nas to za kilka lat poza emerytami będziemy mieć armię chorowitych, nic nie umiejących, sfrustrowanych trzydziestolatków z brakiem samokrytyki i wygórowanymi wymaganiami płacowymi (obecnie to zjawisko prężnie się rozwija pod nazwą: „młodzi, wykształceni z wielkich miast...”)...
Oczywiście powyższe wywody nie dotyczą całej naszej młodzieży, ale nie trzeba być wnikliwym obserwatorem, aby zobaczyć, co się dzieje szczególnie od momentu wprowadzenia gimnazjów i chwilę później rządów radosnego liberalizmu.
Obecny brak reform z naciskiem na ułatwienia w zakładaniu działalności gospodarczej i obniżce kosztów (co mogłoby być mimo wszystko jakąś szansą dla tych młodych, wykształconych na nauczenie się wreszcie czegoś pożytecznego w życiu od starszych i bardziej doświadczonych, najczęściej o zgrozo niewykształconych „oszołomów”) pogrąża nas jeszcze bardziej.