Alicja 777
/ 46.238.221.* / 2016-01-10 10:49
Mój syn jest dzieckiem niepełnosprawnym ale z inteligencją powyżej przeciętną. Niestety ze względu na rodzaj niepełnosprawności musi chodzić od szkoły specjalnej (są tam dzieci w normie intelektualnej). W tej szkole te dzieci niczego się nie uczą. Od trzech lat syn uczy się liczyć do 10. Nikogo nie obchodzi, że on liczy już do 1000, że zanim zaczął edukację liczył do 20. Dzieci, które kończą tą szkołę, a przypominam są w normie intelektualnej nie znają dobrze języka polskiego!!! Nie umieją czytać. I okazuje się, że jest to tajemnica poliszynera. Nie dość, że muszą sama syna rehabilitować i zapewniać mu wszystko inne to jeszcze muszę go uczyć, a po protu nie mam już kiedy. Jak syn wraca ze szkoły o godzinie 17, bo mamy szkołę 30 km od miejsca zamieszkania. Za to w szkole: wycieczki, co chwile jakieś święto, co chile całe dnie w świetlicy, bo nauczyciel nie przyszedł do szkoły. A teraz pomysł, by rodzice się zrzucili na telewizor do klasy. No chyba po to by całe dnie ten telewizor oglądać. Przypomnę tylko, że na mojego syna ta szkoła dostaje dodatkowo rocznie 50 000 zł. Co ja za to mam? Co ma mój syn. Nawet nie wielkie G, my mamy za to mnóstwo pracy, steru, ciągłe wojny ze szkołą i podważanie tego, co dziecko nauczyło się w domu. Co ciekawe rodzice zdrowych dzieci akcentują podobne problemy! I do tego te wolne co chwile. Jak nie masz babci do pilnowania w tedy dziecka to do pracy nie pójdziesz. Jak Trzech Króli w środę, to wolny poniedziałek i wtorek i część nauczycieli nieobecna w czwartek i piątek. paranoja. MAM DOŚĆ WYKONYWANIA ZA NICH PRACY I PRACOWANIA NA ICH PENSJE I EMERYTURY. Tego, że pod moją pracą ktoś się podpisuje i mnie bezczelnie do tej pracy zagania.