Pamiętam maj 2007 roku. Właśnie Polska dostała organizację Euro 2012, byliśmy w Unii już 3 lata, gospodarka rozgrzewała się do czerwoności, ceny nieruchomości rosły jak na drożdżach, tytuły w gazetach krzyczały, że czekają nas lata prosperity i do Euro nieruchomości (jak to ładnie dziennikarze lubią ujmować) "poszybują w górę", materiały budowlane biły rekord za rekordem, płace rosły w oczach, na ulicach widać było z dnia na dzień przyrastającą liczbę i rosnący luksus samochodów, bezrobocie spadało, ludziska brali kredyty na potęgę, sektor bankowy pękał od nadmiaru zysków, ale miał chęć na jeszcze więcej. Pamiętam też jesień 2008 r. Waluty drożały po 2% dziennie, ludzie chodzili bladzi i przerażeni, że kredyty ich zbankrutują na pokolenia, nagle okazało się, że praca za 2,5 tysiąca to skarb, który należy szanować i pieścić,
akcje leciały po 6% dziennie, KGHM zjechał z ok. 150 do 21 zł w ciągu parunastu tygodni - czołowa spółka WGPW.
Nastroje się zmieniają, sytuacja się zmienia, kiedy już wiadomo jak jest, to jest już za późno, żeby cokolwiek zrobić :-)