Pancak
/ 83.2.128.* / 2015-12-03 23:04
Pewien spadkobierca odziedziczył duży sklep z luksusowym towarem. Wymyślił sobie, że urządzi go lepiej. Wprowadził kasy samoobsługowe. Zwolnił większość personelu, zatrudnił ludzi z agencji pracy tymczasowej, sklep naszpikował kamerami a do pilnowania wynajął despotę, który miał pilnować aby wszystko szło dobrze. Sklep ulokowany był w dobrej dzielnicy, ale niedaleko były osiedla ubóstwa i jedna dzielnica opanowana przez bandziorów. Był też inny, konkurencyjny market. Pracownicy na początku się cieszyli z pracy w eleganckim lokalu, angażowali się. Wkrótce jednak zapał opadał. Kazano im coraz więcej pracować, przychodzić dodatkowo w niedziele, zostawać po południu i to bez wynagrodzenia. Kto miał dodatkowe zajęcie to musiał zrezygnować. Wkrótce zaczęły się kradzieże. Kierownik za podszeptem jednego lizusa wyrzucił kilku pracowników, pozostałych pomówił o współpracę. Pracownicy się zdenerwowali. zablokowali wyjścia. Zażądali wyjaśnienia sytuacji. Właściciel wynajął fachowca od zarządzania i negocjacji. Ten przekonał ludzi, że by wrócili do pracy, że będą lepiej traktowani. Zamiast tego wdrożył rygor, wprowadził nagrody za donosy, kilka drzwi wymienił na obrotowe aby pracownicy drugi raz sklepu nie zabarykadowali. Kradzieży było więcej, na dodatek w księgowości znalazły się fałszywe faktury. Pracownicy robili tylko to, co im kazano. przestali się angażować, obawiali się siebie nawzajem. Atmosfera zrobiła się nie do wytrzymania. Kto mógł odszedł do konkurencji, wśród załogi pojawił się dziwny element. Właściciel zorientował się , że coś szwankuje. Stwierdził, że chyba drzwi obrotowe, to nie był dobry pomysł. Ale co jeszcze? Tak bardzo starał się oszczędnie prowadzić sklep, a tu same straty.