Pan Michał 13 listopada zeszłego roku zapamięta do końca życia. Policjanci zafundowali mu zatrzymanie, rewizję i skucie kajdankami. Bo jeden z nich podczas zatrzymania oszusta w banku przy Karmelickiej zauważył przez okno stojącego przed wejściem mężczyznę z telefonem przy uchu. Funkcjonariusz przypuszczał, że może być wspólnikiem oszusta. Ale to był przypadkowy przechodzień, pan Michał. Jego historię opisaliśmy dwa miesiące temu w "Gazecie". Na komendzie trzymano go blisko osiem godzin. Cały czas w kajdankach, w asyście dwóch funkcjonariuszy. Policjanci przeszukali jego samochód, pytając, gdzie ma narkotyki. Niczego nie znaleźli. Rodzina przez kilka godzin nie wiedziała, co się z nim dzieje. Doszło nawet do kuriozalnej sytuacji, gdy policjanci z innego komisariatu poszukiwali go jako zaginionego. Na zatrzymanie przez policjantów poskarżył się do sądu, który uznał, że policja nie miała do niego podstaw. Bo można to zrobić, gdy jest uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa lub obawa ukrywania się sprawcy. A takowych tutaj nie było.
Wydawało się, że sprawa powinna się na tym zakończyć. Rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak przyznał wówczas "Gazecie", że doszło do pomyłki, ale choć sprawa trafi do prokuratora, to "nie oznacza to jeszcze skazania". - Prokurator może ją umorzyć - przekonywał wówczas rzecznik. Sprawa rzeczywiście trafiła do prokuratora. Ale tylko tyle się potwierdziło. Bo prokurator sprawy nie umorzył, a mężczyznę umieścił... w akcie oskarżenia razem z oszustem próbującym wyłudzić pożyczkę z banku i wspomagającą go kobietą, choć krakowianin z podejrzaną parą oraz samym wyłudzeniem nie ma nic wspólnego. Dlaczego? Bo wyrywał się policjantom i nie chciał dać się wylegitymować. Prokurator wytoczył ciężkie działa. "Szarpał się", "odpychał", a nawet "usiłował ugryźć w szyję jednego z funkcjonariuszy" - padają zarzuty w akcie oskarżenia. A wszystko, jak twierdzi prokurator, "w celu zaniechania czynności prawnej". Krakowianin przyznaje, że się szamotał, ale - jak mówi - gdy podeszło do niego od tyłu kilku barczystych mężczyzn po cywilnemu, przestraszył się. - Byłem przekonany, że padłem ofiarą bandyckiego napadu - tłumaczy, dlaczego próbował się wyrwać, wzywał pomocy, krzyczał do ludzi, by wezwano policję. Tym bardziej że - jak dodaje - przyparto go do muru. Uspokoił się dopiero, gdy przyjechał oznakowany radiowóz.
Prokurator przyznaje, że pan Michał krzyczał: "Ratunku, policja, próbują mnie napaść". Ale dowodzi, że nawet jak zobaczył policyjne legitymacje, chwycił się krat w murze, by utrudnić czynności. A przyparcie do ściany przez funkcjonariuszy określa jako chęć policjantów, by z szarpiącym się mężczyzną być "z dala od jezdni i ruchu komunikacyjnego". Według prokuratury postanowienie sądu o bezzasadnym zatrzymaniu w tej kwestii znaczenia nie ma, bo zatrzymanie to jedno, a wylegitymowanie to co innego. - Decyzja sądu nie oznacza, że nie było zarzucanego przestępstwa. Policjanci mieli prawo wylegitymować go, a oskarżony, jak każdy obywatel, na wezwanie policji winien spokojnie okazać dokumenty. Nikt się na niego nie rzucił, był ostrzeżony, że ma do czynienia z policją - twierdzi prokurator Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
- Istotne jest, czy mężczyzna ten wyrywał się w związku z zatrzymaniem, czy próbą wylegitymowania oraz kiedy został poinformowany, że ma do czynienia z policją. Z pewnością okolicznością ważną dla oskarżonego jest wcześniejsze uznanie zatrzymania za bezzasadne - ocenia mecenas Krzysztof Bachmiński, krakowski adwokat. - Rzecz sprowadza się do tego, komu sąd da wiarę. A że w takich sytuacjach często zawierza policjantom...
Wątpliwości nie ma Maciej Bernatt, prawnik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: - Nie można oceniać tego czynu jako wyrwanego z kontekstu, z pominięciem okoliczności, które ocenił wcześniej sąd. Przy stawianiu zarzutu powinno się wziąć pod uwagę całość sytuacji. Być może ten pan stawiał nawet i gwałtowny opór, ale mógł być zszokowany, zaskoczony całym zdarzeniem - podkreśla. I dodaje: - Trudno nie odnieść wrażenia, że organy poszły w tej sprawie za daleko. Tym bardziej że jeśli sąd uznał zatrzymanie za bezzasadne, to funkcjonariusze powinni raczej uderzyć się w pierś, niż oskarżać.
------------------
I dlatego ludzie jak Pan Michał cieszą się gdy psa dopada sprawiedliwość. Kiedy zaatakowani przez niego przechodnie potrafią sie obronić i i psa zarżnąć.
I własnie dlatego coraz popularniejsze jest JP100%.