Witaj Golem
Sorry , że się wtrancam niepytany ...:-)
W swoich planach inwestycyjnych zwracam szczególną uwagę na psycho-socjologiczne aspekty przedsięwzięć gospodarczych.
W " temacie azbestu " zauważam spadający entuzjazm ( a zauważałem taki ok. rok wstecz) do planów całkowitego unicestwienia zjawiska ( azbest).
Popieram ideę ograniczenia obecności w naszym otoczeniu , ale realnie, można jedynie zahamować lub zlikwidować produkcję "azbestopochodnych"...
Aton nie z tego żyje....
A podstawowe zadania Atona( źródło jego zysków) - moim skromnym zdaniem- napotkają na zmasowany, leniwy , acz stanowczy opór materii...
Chcę się skupić na tylko jednym argumencie ... medycznym....
Azbest jest szkodliwy dla zdrowia ( głównie ) w trzech momentach:
1. w czasie produkcji- problem nieaktualny od 1998 roku - zaprzestano produkcji
2. w czasie montażu - to już się stało...:-(
3. w czasie demontażu- to się dzieje , a przy dzisiejszej świadomości jest "orką na ugorze"..ludzie opierają się rękami i nogami przed tą ( ustawową skądinąd ) koniecznością
Są inne argumenty:
-Usuwanie materiałów zawierających azbest jest trudne ze względu na finanse - właściciele często po prostu nie mają pieniędzy na zmianę starego pokrycia dachu. Sama rozbiórka i unieszkodliwienie kosztuje bowiem od 3000 do 5000 zł za 100 m2
-Problemem jest też składowanie odpadów. Nie zostały jeszcze przygotowane lokalne składowiska odpadów zawierających azbest. Jest ich wciąż za mało (nie licząc składowisk prywatnych), na przykład na terenie województwa mazowieckiego jedno, łódzkiego - dwa, wielkopolskiego - trzy, a w lubelskim, gdzie nagromadzenie azbestu jest bardzo duże, nie ma ani jednego.
Cały rynek utylizacji 14,5 mln ton szacuje się na ok 40 mld zł do 2032 roku.
Uwzględniając koszty "pozyskania"odpadów ,specjalistycznego transportu( z jeszcze nie istniejących składowisk -doliczyć koszty pozyskania terenów, budowę , protesty ludności) oraz utylizacji - całe przedsięwzięcie wydaje się inwestycją niezwykle żmudną , trudną i czasochłonną.
Rozkład w czasie jest również czynnikiem ryzyka...
A przy okazji ....gdyby miało się to okazać zyskowne, mała dygresja :
W 1997 roku, gdy zamontowałem swoją pierwszą instalację gazową w aucie, do dyspozycji miałem jedną stację w mieście, do następnej miałem ok. 60 km....
Teraz co 300-400 m przy każdej ulicy stoją dystrybutory....nikt nie ma biznesu...wszyscy walczą o przetrwanie....
Pozdrawiam i .....przepraszam za przynudzanie....