warren buffet
/ 2009-09-18 20:56
/
10-sięciotysiącznik na forum - LIDER rankingu
Krzysztof zadziorny nie był. Częściej używał rozumu niż pięści. Potrafił zabić śmiechem. Ale wrogów nie miał. Od zabawa
nie stronił. Prędzej przed gorzałką. Dziewczyny? Szalały za nim, bo był przystojnym chłopakiem. W naszej paczce był
mózgiem. Nauczył mnie grać w brydża i szachy. Za karty wychowawca gonił, więc zastawialiśmy drzwi łóżkami. Dobry był
w brydża! - mówi Kacprowicz.
Uparty był i konsekwentny. W technikum panowała kindersztuba. Trzeba było mieć krótkie włosy. Krzychu miał długie i nie
chciał ich ścinać, więc codziennie rano wcierał w nie żel i przylizywał się tak, że wyglądały na krótkie - mówi Kacprowicz.
Na państwowym Karkosik przepracował może pół roku. Za Gierka. Gdy brat Kacprowicza został prezesem miejscowego
POM-u, zatrudnił go na kierownika magazynu. Pierwsza praca. Druga - już na swoim. W Czernikowie otworzył bar. Z piwem.
Niby nic, ale ludzie dziwią do tej pory, skąd wtedy brał piwo. U innych nie było, ale u Karkosika na Targowej zawsze. I dobre.
Z Torunia przyjeżdżali z konwiami. I nigdy nie dawał na kreskę - wspomina dawny klient, teraz spod sklepu spożywczego.
Bo jak cały samochód piwa przyjeżdżał i schodził w trzy godziny, to po co było na kreskę? – tłumaczy sam Karkosik, który
sam piwa do ust nie weźmie. Twierdzi, że za dużo wody się dolewa, żeby je pić. Poza tym jest gorzkie. Ale czerwonego
Johny Walkera - i owszem.
Po piwie była oranżada. I się zaczęło. W rozlewni facet mówi, że jak mu przywiozę cukier i aromat, to on - jak będzie
chciał - to mi wyprodukuje. Ja mu odpowiadam: proszę mnie nie denerwować, bo jak będę chciał, to w końcu sam
wyprodukuję - wspomina Karkosik. Po dwóch miesiącach otworzył rozlewnię oranżady, którą zalał cały miejscowy rynek
- aż pod Toruń. Był pierwszy milion. Postawił dom naprzeciw sołtysa. Ale miał problem. Jak budował - nigdzie kabla nie
mógł dostać. Takie czasy... Więc następny biznes to wytwórnia kabli. W 1989 roku, na tyłach domu w Czernikowie stanęła
mała hala. W niej przywiezione ze Szwecji maszyny. Kabla starczyło dla siebie, gdy zabrakło surowca: tworzywa i miedzi.
Tych w okolicy było już tyle, co lodu w Urugwaju. Więc kolejny biznes: skup złomu metali kolorowych. Wkrótce miał już sieć
w całym kraju. Skupował, przetapiał w hucie i robił drut. A gdy zorientował się ze na Zachodzie za ten sam złom płacą krocie,
zaczął tam właśnie sprzedawać. Wkrótce nawet go importował: ze Wschodu, potem z Czech, Bułgarii, nawet Grecji. To były
czasy… Wszystko można było sprzedać, nic nie można było kupić. Ale dostawcy woleli mnie taniej sprzedawać niż hucie -
drożej, bo ja zapłacę gotówką, a huta - nie wiadomo kiedy - mówi Karkosik