Jarg
/ 2008-12-21 18:34
/
portfel
/
Uznany Gracz Giełdowy
Jeżeli istnieje jakakolwiek rzecz, której możemy być pewni w tych szalonych czasach (pomijając śmierć i podatki), to jest nią fakt, że po 2008 roku inwestorzy inaczej postrzegają już pojęcia takie jak ryzyko, zaufanie czy bezpieczeństwo. Większość prognoz sprzed roku okazała się porażką. Ekonomiści oraz praktycy zarządzający aktywami od wielu lat spodziewali się przede wszystkim niewielkich wzrostów na giełdzie, kontynuacji hossy surowcowej (furorę medialną zrobiła prognoza 200 USD za baryłkę ropy) czy przyspieszającej inflacji. Tymczasem dzisiaj zgodnie twierdzą, że tak zimnego prysznica jak w ciągu minionych 12 miesięcy nie doświadczyli w całej karierze. Błędne decyzje są częścią każdego procesu inwestycyjnego, lecz sztuka, którą opanowali tylko nieliczni, polega na wyciąganiu wniosków na przyszłość z porażek własnych, a jeszcze lepiej - cudzych. Najlepiej byłoby oczywiście, gdyby w parze z solidnym zastrzykiem wiedzy o rynkach finansowych szły doskonałe wyniki, ale warunki w jakich wkraczamy w 2009 r. każą przytemperować nieco apetyt na zyski. Wyceny akcji są w większości bardzo okazyjne, ale negatywne wiadomości napływają ze świata w takim natężeniu, że można by przypuszczać, że w kilkudziesięcioprocentowej przecenie rynek uwzględnił już nawet Armagedon… Ale czy to oznacza, że będzie już tylko lepiej? Nie starajmy się więc gonić za rynkiem, podejmować desperackich decyzji w stylu va banque i łapania dołków, bo zanim powróci hossa, upłynie najpewniej kilkanaście miesięcy, a w tym czasie krótkoterminowy trend będzie zmieniać się na tyle często, aby kompletnie zszargać nerwy.
Łukasz Wróbel (OF)
A to zdanie do oprawienia w ramkę i postawienia na biurku:
Błędne decyzje są częścią każdego procesu inwestycyjnego, lecz sztuka, którą opanowali tylko nieliczni, polega na wyciąganiu wniosków na przyszłość z porażek własnych, a jeszcze lepiej - cudzych.