Witam wszystkich, to dziwne, ale mimo tego, że mój portfel osiągnął historyczne minimum - żyję, i jakoś się nie martwię. Wiem, że po pierwsze muszę go nieco "przebudować" (śmiesznie to brzmi w obecnej sytuacji), a po drugie uświadomić sobie, że na giełdzie świat się nie kończy.
Jeśli chodzi o przebudowę portfela - kilka dni temu rozmawiałem ze znajomym, który jest dla mnie dużym autorytetem w sprawach giełdy i analizy technicznej. Znajomy potwierdził, iż podobnie jak ja widzi trójkąt symetryczny (kiedyś wspominałem o tym na forum), dodał ponadto, że jeśli WIG zjedzie poniżej 44 tys. (czyli wybije się z trójkąta dołem) to kolejna fala spadków zakończy się na około 34-36 tysiącach. Pojawia się więc pytanie, czy należy sprzedać wszystko i czekać na poziom 34-36 tys. na WIG-u, czy zanim ten poziom zostanie osiągnięty - pogrywać sobie na tym i owym. Znajomy powiedział, że on będzie sobie pogrywać, przy czym zamierza inwestować tylko w te spółki, które są już obecnie maksymalnie zdołowane oraz w te, które najdzielniej opierają się spadkom. Jakie to spółki z nazwy - niestety nie zdradził :)
A jeśli chodzi o drugi wątek mojej wypowiedzi - na giełdzie faktycznie świat się nie kończy Dziś więc postanowiłem, że z powrotem zacznę chodzić na siłownię, i że powalczę o to, aby mój obwód w pasie był 6 - 8 cm mniejszy :)
pozdrawiam
p.s. jestem ciekaw Waszych strategii w obecnej sytuacji.