Alvarez
/ 79.191.167.* / 2009-07-11 23:30
Witam Cilaczu, Czasem, a może często spoglądam w Twoje rozwazania na tematy gieldowe jak i takie sobie inne - zyciowe. Może na temat tych innych zyciowych cos napisze. A zagladam sobie do Twojego kacika z takiego dziwnego skojarzenia. Twoja lokalizacja - Montreal. Dlaczego? Trywialna sprawa. Kiedys dawno, w czasie lata pojechaliśmy sobie z usA nad Niagare, no i oczywiście to trzeba tam być po stronie kanadyjskiej. A pozniej tak sobie dalej no i do Montr. A tam w taki leniwy, sloneczny letni dzionek glodni poszliśmy do restauracji, gdzies zapewne na peryferiach. Restauracja duza, przestronna , pustka, okres wczesnego lunchu. Kelnerka przychodzi i za skarby nie chce przyjąć zamowienia po angielsku. Udaje ze nic nie ponimajet. Mysle, ze nasz ang. był może i bardzo kiepski i miala prawo malo rozumiec. Do nas mówiła w j. francuskim. A my kompletnie nic w tym j. Dopiero palce wskazujące jakos ubłagały dostojna kelnerke i cos tam nam przyniosła do jedzenia. Pisze o takiej blahej sprawie, ale troche mnie rozbawila i dalej bawi i ten epizod pozostal mi w pamieci i nim dalej się bawie kiedy te moje slady pamieci zostaja pobudzone przy jakies okazji. Ciekawe, czy te sprawy jezyka francuskiego/angielskiego czasem sa jeszcze odczuwalne tam w Montrealu. Mysle, ze oficjalnie nikt się z tym nie wychyla, ale zapewne można napotkac osobe z fr backgroundem która da to odczuc. Ale czasy się zmieniaja i dazenia do separacji tej prowincji chyba ulegly już zapomnieniu? A może tylko przysypiaja? Z racji swego zawodu masz ciągły kontakt z roznorodna publika. Czy myslisz, ze to był mój wyjatkowy epizod tam w tej krainie mlekiem i miodem płynącej.
Pozdrawiam, Twój czytelnik Alvarez