Taka drobna poświąteczna refleksja.
Mój pierwszy rozbrat z giełdą miał miejsce gdzieś na przełomie stycznia/ lutego 2007.
Powód - gdzieś kiedyś przeczytałem, że jak tłum zaczyna "żyć" rynkiem to trzeba się pakować. I tak wtedy było, wszędzie reklamy funduszy, ludzie którzy nigdy nie mieli nic wspólnego z giełdą kupowali
akcje.
A teraz słyszę, i to nie jest opinia z jednego źródła, że z tej giełdy to nic nie będzie, że generalnie zaraz wszystko p*********** i chyba trzeba te wszystkie jednoostki uczestnictwa sprzedać.
Pewnie to nie znaczy nic szczególnego - ale lampka się zapaliła:)
Pozdrawiam