pietroo
/ 2012-02-21 12:57
/
portfel
/
Mistrz gry: „Najlepsze spółki tygodnia"
Ostatnio J.Kowalczyk reklamuje bardzo "fajny" kredyt. Zupełnie niespotykany, bo za 0%. A oto co tak naprawdę kryje się za tym zerem.
Za gazetą.pl:
"Justyna Kowalczyk kusi: pożycz w Polbanku 1000 zł na... 0%. Cud czy kant?
Polbank doznaje ostatnio dużo dobrego. Z ekranów telewizyjnych miliony Polaków, w tym potencjalnych klientów banku, oglądają uśmiechniętą, wygrywającą Justynę Kowalczyk. Najlepsza w kraju - i chyba dziś też na całym świecie, po masakrze jaką uczyniła głównym rywalkom podczas weekendowych biegów w Szklarskiej Porębie i Jakuszycach - narciarka biegowa zwycięża w czapce z logo Polbanku, co zapewnia austriackiemu (tak, tak, już nie greckiemu) bankowi ogromną rozpoznawalność i skojarzenia z pozytywnymi emocjami. Tajemnicą dla mnie pozostaje fakt, że Polbank nie jest dziś w czołówce banków najszybciej pozyskujących konta, najszybciej zbierających kredyty, najszybciej przyciągajacych pieniądze oszczędzających. Z takim driverem wizerunkowym, jak Justyna Kowalczyk, należący do Raiffeisena Polbank powinien miażdżyć konkurencję. Nie miażdży, co być może po części wynika z siły bezwładności wynikającej ze zmiany głównego akcjonariusza.
Ostatnio Polbank próbuje wyróżnić się na rynku kredytów konsumenckich. W telewizji widziałem ostatnio reklamy Kredytu Korzystnego Bezpiecznego. Tak na marginesie: cóż za beznadziejna nazwa... Kredyt za to na pierwszy rzut oka bardzo zacny, bowiem - jak przekonuje reklama z Justyną Kowalczyk jadącą wagonikiem kolejki linowej - pierwszy tysiąc złotych tego kredytu jest oprocentowany na zero procent. Dopiero biorąc powyżej tysiąca złotych nadziewamy się na oprocentowanie 13,9% w skali roku.
Cóż, ta reklama wybitnie potrzebuje prześwietlenia, bowiem nie ma wątpliwości, że darmowe kredyty nie należą w naturze banków, a już na pewno nie leżą w naturze Polbanku. Gdzie więc jest kant? Już odpowiadam: w opłacie miesięcznej za obsługę kredytu oraz w prowizji za kartę płatniczą, która jest do pożyczki dołączana. Każda z tych prowizji wynosi 5 zł. A to oznacza, że zeroprocentowy kredyt kosztuje klienta 10 zł miesięcznie.
Załóżmy więc, że chcemy pożyczyć z Polbanku 800 zł. Podpisujemy umowę, zasysamy pieniądze i... liczymy. Oprocentowanie wynosi 0%, ale w skali roku zapłacimy 120 zł za obsługę pożyczki i karty. Te 120 zł w porównaniu do pożyczonych 800 zł oznacza prawdziwy koszt kredytu na poziomie 15%. Ładny mi darmowy kredyt. Co prawda opłaty nie są naliczane jeśli saldo kredytu jest zerowe, ale w każdym innym przypadku (nawet jeśli jesteśmy na minusie np. 50 zł) bank szturchnie pożyczkobiorcę miesięczną opłatą. Szturchnie też prowizją w wysokości 39 zł w przypadku nieterminowej spłaty raty kredytu oraz 5-złotową prowizją za wypłaty z obcych bankomatów. Generalnie więc pokazywane w reklamie telewizyjnej tekstu "1000 zł za 0%" to dość ordynarna ściema. Choć inna sprawa, że sam kredyt jest jednym z bardziej elastycznych na rynku. Bez uprzedzania banku można spłacać raty mniejsze od ustalonych, a jedynym wymogiem banku jest to, żeby spłacić 2% pieniędzy miesięcznie. A jeśli nie, to... 39 zł prowizji."
Ciekawe ile osób się na to nabierze.? Ale jak to mówią, reklama dźwignią handlu.