Pilsener
/ 2008-12-17 22:57
/
Sofciarski Cyklinator Parkietów
Ja uważam, że różna polityka gospodarcza = różna waluta, wspólna waluta miałaby sens, gdyby reprezentowała wartość samą w sobie - jak np. złoto, tymczasem współczesny pieniądz opiera się na zaufaniu, mamy fizyczną podaż, szybkość obiegu i stopy procentowe, co wpływa na kreację pieniądza, a ta może być bardzo różna w różnych krajach - kraje rozwijające się mogą stracić na rzecz krajów będących w gospodarczej stagnacji, zagrożeniem jest zarówno inflacja, jak i deflacja - jak UE chce wymusić makroekonomiczne kryteria przyjęcia euro, jak już w tej chwili chyba z 1/3 członków ich nie spełnia?
Prawda jest taka, że EBC jest bezradny wobec różnych "harcowników" - łatwo może się zdarzyć, że jeden z krajów UE wpadnie w kłopoty i pociągnie za sobą resztę - podobnie jest przecież w USA, gdzie poszczególne stany się od siebie nieraz znacznie różnią, jednak gospodarka w każdym z nich (poza drobnymi różnicami) kręci się na identycznych, liberalnych zasadach - skutki kryzysu w jednym stanie odczuwa cała gospodarka, jednak rząd USA ma narzędzia, żeby zapobiegać np. wprowadzeniu w Kalifornii podatków 80%. A co się stanie z UE, gdy np. taka Francja skróci sobie czas pracy z 35 do 20 godzin? Jak EBC ma wymusić reformy, zmniejszenie deficytu etc?W
Wspólna waluta to nowe, wspólne zagrożenia, może to wręcz zachęcić znane z socjalizmu kraje UE do rozdawnictwa socjalnego na większą skalę - przecież mamy ojro, to deficyt nam nie groźny, co nie? I jak EBC ma wymusić np. zmniejszenie długu publicznego? Przyjęcie euro pewnie jest dobre dla socjalistycznych molochów typu Niemcy czy Francja, jednak niekoniecznie musi być korzystne dla krajów rozwijających się, ja jestem umiarkowanie sceptyczny jeśli chodzi o euro - najpierw gospodarka, potem euro, nie ma sensu się śpieszyć.