na marginesie
/ 87.205.84.* / 2010-06-29 16:49
Prokuratura. Finansowanie kampanii Platformy umorzone
Śledztwa nigdy by nie było, gdyby nie ataki posłów PiS wywołane publikacjami prasowymi.
Ponad rok temu "Rzeczpospolita" i "Dziennik Wschodni" napisały, że współpracownik posła Janusza Palikota, a obecnie dyrektor w lubelskim ratuszu - Krzysztof Łątka - miał wpłacić na kampanię przez podstawione osoby, tzw. "słupy", 84 tys. zł. Tym samym przekroczył dopuszczalny limit wpłat (wtedy wynosił niewiele ponad 20 tys. zł). Tymczasem Łątka w 2005 roku, według rozliczenia PIT, zarobił 57 tys. zł brutto.
Śledztwo tej sprawie prowadziła prokuratura w Radomiu, ale je umorzyła. Jednak musiała zająć się nim na nowo, bo politycy PiS skrytykowali umorzenie. Jednak radomscy śledczy znów nie znaleźli podstaw do stawiania komukolwiek zarzutów. Spotkało się to z reakcją prokuratury krajowej, która cztery miesiące temu doprowadziła do przekazania postępowania z Radomia do Suwałk.
Śledztwo prowadzone przez suwalską prokuraturę skupiło się na dwóch wątkach. W pierwszym śledczy badali, czy Łątka rzeczywiście wpłacił na PO za dużo, a następnie czy pełnomocnicy Platformy oszukali Państwową Komisję Wyborczą przedstawiając jej do akceptacji sprawozdanie z zawyżonymi wpłatami. To byłoby już przestępstwem i właśnie taki kierunek śledztwa wyznaczyła prokuratura krajowa.
W drugim wątku suwalska prokuratura badała czy Łątka zataił przed fiskusem część swoich dochodów. Chodziło o pieniądze, które pozwoliłyby mu na zawyżone datki na kampanię pryncypała.
Jak dowiedziała się "Gazeta", pierwszy wątek został właśnie w całości umorzony. - Nie było cienia dowodów, aby ktokolwiek z działaczy PO umyślnie i podstępem wyłudził od PKW pozytywną dla partii decyzję - mówi "Gazecie" Józef Murawko, szef wydziału śledczego w suwalskiej prokuraturze.
Wątek oszukiwania państwa przez Łątkę został zawieszony. Prokuratura nie widzi na razie podstaw do stawiania Łątce zarzutów i woli poczekać na finał jego sporu z urzędem kontroli skarbowej. Chodzi o to, że skarbówka stwierdziła, że dyrektor nie ujawnił skąd wziął ponad 80 tysięcy i nakazała mu zapłacić tzw. domiar - ok. 60 tysięcy złotych. Dyrektor oprotestował tę decyzję. Jego odwołaniem ma się zająć Izba Skarbowa. Jeśli i ona każe mu płacić, Łątce zostaną jeszcze dwie instancję sądowe. Ewentualne procesy mogą trwać latami.