Obecny kryzys gospodarczy w Ameryce wywołany został właśnie nadmierną podażą pieniądza, która ułatwiła ekspansję kredytową, a tym samym kryzys pogłębiła. Cały problem tzw. dziadowskich kredytów to skutek nadmiaru pieniądza, który banki chciały za wszelką cenę komuś pożyczyć. Nie patrzyły komu, stąd dzisiaj mają problem. Boom lat 2003–2005 był napędzany „sterydami” pieniężnymi „z powietrza”. Nie pomogło nawet to, że amerykański bank centralny – w przeciwieństwie do ECB czy NBP – jest w 100 procentach prywatny. Kiedy w końcu – wiosną 2007 roku – odkryto, że nadmierna ekspansja kredytowa prowadzi do recesji, zamiast przykręcić śrubę i zmniejszyć podaż pieniędzy, czyli usunąć przyczynę trudności, przewodniczący Fed, Ben Bernanke zaczął obniżać stopy procentowe. Innymi słowy, pompować w rynek jeszcze więcej pieniędzy, bo na tym właśnie polega obniżanie stóp bazowych. To samo uczynił ECB. Dopuszczając do samooczyszczenia się rynku, naraziliby się politykom, stawali więc na głowie, aby do recesji nie dopuścić. Czy na tym polega właśnie niezależność „obiektywnego” banku centralnego? W efekcie w gospodarkę rozwiniętego świata, cierpiącą na nadmiar pieniądza niemającego swojego odpowiednika w produkcji, dorzucono ponad 200 miliardów również „sztucznych” dolarów. To tak jakby leczyć narkomana z nałogu narkotykami. Na krótko poczuje się lepiej, ale w dłuższej skali jeszcze bardziej pogrąży się w chorobę...