No i wystarczy zasiać panikę, wtedy do wyprzedawania akcji zabieraja się globalni gracze, ceny więc spadają i mamy krach. A jak zauwazyc mozna, ilość akcji się nie zmienia. To nie czarna porzeczka czy kukurydza - że zaraza wybije, powódź zaleje czy pożar spali w zwiazku z czym jest tego mniej na rynku i w konsekwencji zmienia się cena. Przecież jak jeden te
akcje sprzeda, to jakiś drugi musi je kupić. Jakby nikt nie mógł sprzedaćc bo nikt nie chciałby kupić - to znaczyłoby, że dana spółka jest faktycznie już nic nie warta. Ale póki ktoś skupuje - to oznacza tylko, że po prostu jest w tym jakiś biznes. Nie znam się na giełdzie, bo jak się zarabia 2.5 tys to sie patrzy na ceny chleba, kartofli i kaszanki a nie na ceny akcji, ale tak z zyciowej obserwacji towarów na bazarkach widzę że problem jest nie wtedy, kiedy wszyscy straganiarze nagle wyprzedaja pomidory workami po 50 gr/kilo (prawdopodobnie maja nadpodaż a chcą się uwinąć i wrócić do domu na pusto a nie magazynować pomidory), ale jak po te tanie pomidory 'nikt nie stoi' (bo to oznacza, że albo jakieś pogniłe lub robaczywe, albo niesmaczne, albo 'plastikowe' - czyli żadne pomidory a sama chemia). Myślę, że tak samo jest z akcjami - skoro ktoś skupuje, to znaczy, że towar wcale nie taki trefny i coś na nim przyjdzie ugrać (np. obtoczy te zginłe pomidory w gównie i będzie sprzedawał jako 'eko' - bo swojsko smierdza i są zgnite, więc zdrowe). Myślę, że podobnie jest z akcjami. Teraz się skupi, potem obtoczy w reklamie i informacjach, że 'nowy zarząd, nowy dyrektor, nowa technologia' - i się opchnie za dwa razy tyle, za ile się kupiło. A spólka robi wciąż to samo i tak samo: np. plastikowe krzesła ogrodowe, baterie łazienkowe albo skarpety i gacie. No, może dodadzą nowy kolor dla niepoznaki. Albo po prostu ktoś chce zniszczyć konkurencję, Innemi słowy: ci, co sprzedają może i działają w panice, ale ci, co skupują myślą nad wyraz trzeźwo.