Teoretycznie pomysł niegłupi, ale po spełnieniu pewnych warunków.
Mam od dwóch lat klientkę, która lokatą 200tys. spłaca kredyt mieszkaniowy na 480 tys. Jak na razie idzie rewelacyjnie, tylko klientka trochę mało zdyscyplinowana:-)
Spłata kredytu jest przewidziana na 25 lat, a wiadomo, że zyski w całym tym okresie nie bądą na poziomie 40% rocznie (jak do tej pory) i byłoby wskazane, aby część tych zysków zostawić na gorsze czasy, gdy będzie dobrze, jeśli w funduszach uda się wyciągnąc ok. 8%. W praktyce wygląda to w ten sposób, że klientka jak na razie wypłaca całe zyski na bieżące wydatki (samochód, urlop, itp.). W takim układzie może się okazać, że gdy nadejdzie recesja (a kiedyś na pewno nadejdzie) zyski z tej inwestycji nie wystarczą na bieżącą spłatę kredytu i trzeba będzie naruszyc kapitał. To oczywiście wersja pesymistyczna, a klientka ma świadomość sytuacji i obiecuje, że skończy z tymi nadprogramowymi wypłatami :-)
Wracając do rzeczy, trzeba przyjąć pewne założenia:
- kwota kredytu
- oprocentowanie kredytu
- okres kredytowania
- czy jesteś w stanie spłacać raty kredytu z własnych środków, czy też spłata odbywałaby się z zysku wypracowanego na inwestycji
- wysokośc zysku netto, jaki chcesz osiągnąć
- ocenić, jakiej wysokości zysk jest realny w danej perspektywie czasowej w poszczególnych rodzajach inwestycji
a następnie wziąć kalkulator do ręki i zrobić rzetelne wyliczanki. Na tej podstawie dopiero ocenić, czy cały ten pomysł jest opłacalny.
Jako mało doświadczony inwestor nie porywaj się na giełdę, raczej wskazane byłyby fundusze inwestycyjne i to z możliwością bezkosztowego zarządzania portfelem. Wtedy można ograniczyć ryzyko inwestycyjne a nawet osiągnąć zysk wyższy od benchmarku dla danego rodzaju portfela