Ilość kredytów, kwartał do kwartału, spadła o 20%, a ich wartość wzrosła odpowiednio o 5%. Innymi słowy banki pożyczyły więcej pieniędzy mniejszej liczbie osób, co przeciętnie daje mniej niż 15% wzrost wartości kredytu na jednego kredytobiorcę. Jakoś powodu do wzbudzania paniki tu nie widzę. No chyba, że bardzo upraszczając, przyjmując tempo spadku ilości zawieranych umów kredytowych w ciągu jakichś pięciu lat kredyty zupełnie znikną z rynku i jedyną instytucją, dla której miałoby to jakieś znaczenie jest BIK, którego istnienie zupełnie straci sens. Zapewne stąd ta sraczka Prezesa i Głównego Ekonomisty oraz rozpoczęta już jakiś czas temu nagonka na tzw. para-banki. Jak widać na załączonym obrazku w wyniku działalności KNF i BIK akcja kredytowa podmiotów podlegających nadzorowi oraz obowiązkowi zgłaszania danych do rejestrów przestała być opłacalna, instytucje pozostające poza tym kręgiem pożyczają pieniądze w najlepsze i im się to opłaca, a i klienci płaczą, ale korzystają z ich usług, bo ich bank, dla ich dobra i bezpieczeństwa ma ich głęboko w d... Całkiem niedawno Provident się przechwalał, że w skali Europy najwięcej zarobił w Polsce. W ramach wyrażenia wdzięczności powinien może jaki pomnik postawić pomysłodawcom BIK i rekomendacji KNF ?
"Klienci z szarej strefy" - ale palnął. Przecież to tylko ludzie, którym często brakuje do najbliższej wypłaty i próbują się ratować czymkolwiek, kiedy mają nóż na gardle...
Jestem skłonny się zgodzić, że ograniczenie akcji kredytowej to wynik rekomendacji tworzonych na kolanie przez ludzi bez wyobraźni, ale skąd BIK niby wie, z jakich środków banki udzielają kredytów ? Z ustawy to nijak nie wynika. I co ma BIK do tego, gdzie banki inwestują pieniądze ? Boją się o stołki, to łapią się za wszystko, żeby tylko namącić i napanikować...