Sija
/ 82.177.145.* / 2015-09-16 07:48
Nadmierna administracja, a wiesz na czym ona polega? Powiem na przykładzie znajomego, który pracował jeszcze kilka miesięcy temu w ministerstwie na jednym z najniższych stanowisk w Warszawie za 2500zł na rękę. W jego dziale było 6 osób + kierownik i zajmowali się głównie wdrażaniem przepisów unijnych na polskie poletko. W tej pracy podstawową umiejętnością jest bardzo dobra znajomość języka angielskiego (tłumaczenia przepisów, ustaw itp.) I teraz najlepsze z tych 7 osób, tylko 4 znały angielski. Dwie na najniższym stanowisku (najniższe płace) oraz kierownik i to właśnie te osoby + jeden a la prawnik (razem 4 osoby) odwalały 90% roboty, praktycznie codziennie zostając po godzinach w pracy (za które nie płacą i których nie można było odebrać). Pozostałe 3 osoby, które zarabiały o wiele więcej od nich (nawet 2x więcej) praktycznie nie robili nic. Kierownik również nie miał wpływu na ich zwolnienie, bo jak się okazuje, skargi do dyrektora są jak grochem o ścianę. Mieli tyle roboty, że często zawalali terminy, liczby osób nie można było zwiększyć, bo przecież jest już 7 (co z tego, że tylko 4 pracują) i teraz najlepsze. Zamiast zmobilizować tych co najciężej pracują, podwyżki dostała jedynie ta niepracująca 3 + kierownik. Kumpel gdy się o tym dowiedział zaczął szukać innej pracy, bo stwierdził, że nie ma zamiaru harować, a oni tylko robią z niego idiotę, więc przeszedł miesiąc temu do prywatnej firmy, gdzie z marszu za swoją wiedzę i doświadczenie dostał 4k zł na rękę. I tu jest właśnie problem, wszechobecne kolesiostwo i układy w polskich urzędach, ludzie którzy coś potrafią są traktowani jak tania siła robocza, a promuje się wyłącznie swoich, niestety najczęściej tumanów. No i co z tego, że w Polsce jest ponad 400 tyś urzędników, skoro przynajmniej 1/4 (jak nie więcej) z nich to ludzie po znajomości, bez kompetencji i wiedzy, najczęściej na lepiej płatnych stanowiskach. Wszystkie weryfikacje, testy sprawdzające itp są śmiechu warte. Swoi i tak dostają klucz z odpowiedziami. To samo jest z przyjęciem na konkretne stanowisko, zamiast przyjmować fachowców, bierze się swoich imbecyli. Jego kierownik opowiadał, że zrobili kiedyś konkurs na etat, gdzie przyszedł konkretny gość, który idealnie pasowałby do tej pracy. Dał mu najwyższa możliwą notę, żeby po raz kolejny nie zrobiła góra jakiegoś wałka, po czym bez krempacji przyszedł pan dyrektor i stwierdził, że jest taka sprawa, by nieco obniżyć mu ocenę. Nie miał wyjścia, okazało się w końcu, że zatrudnili na to dość ważne stanowisko jakąś paniusię, która wypadła dość przeciętnie na konkursie, na dodatek bez większego doświadczenia, praktycznie zaraz po studiach. Nóż się w kieszeni otwiera słysząc takie historie, ale zakładam, że skoro w tak dużym mieście są takie akcje, to w mniejszych miejscowościach jest to norma.