Wlasnie tu jest problem, ze ludzie wyzyja, bo jak podoliczaja do dochodu wszelkiego rodzaju doplaty, zapomogi i inne takie, to ledwo starczy na przezycie, ale starczy, a odwaznych chcacych poprawic swoj los jest moze z 10%....
Nawet zakladajac, ze po smierci obecnego pokolenia (co potrwa jeszcze z 20-30lat), liczba rolnikow faktycznie zmniejszy sie o te 30%, to w dalszym ciagu okolo 10% ludnosci aktywnej zawodowo, to beda rolnicy!!! Odliczamy tych co sie przeniosa do miast i zostanie nam 9%.... W tym tempie dogonimy swiat za jakies 300 lat, a trzeba pamietac, ze zostawac beda ludzie o coraz mniejszych sklonnosciach (pod wzgledem spolecznym, czy genetycznym - jak kto woli) do zmian i mozemy zatrzymac sie w polowie drogi... Oczywiscie do tego czasu juz zbankrutujemy.
Problem nie dotyczy oczywiscie tylko rolnictwa.... Mamy gornikow, mundurowki i cala mase innych uprzywilejowanych. Dla mnie zawsze bylo logiczne, ze jesli praca jest niebezpieczna, to zwyczajnie sie takiej osobie wiecej placi, a nie daje dluzsza emeryture... Moze efekt taki sam, ale pieniadze nie ida z budzetu panstwa (przynajmniej w znacznej czesci).
Prawda jest taka, ze grupy tak zaciekle walczace dzis o swoje przywileje obudza sie za 20-30 lat z reka w nocniku, bo pokolenie pracujachych powie dosc i zreformuje caly system tak, ze obetna swiadczenia o 90%, albo wyjada za granice i tych swiadczen i tak nie bedzie z czego placic. Tak na prawde mamy ostatni dzwonek zeby cos w tej kwestii zmienic, jesli nie zdecydujemy sie na glebokie reformu w przeciagu najblizszych 5 lat, to pozniej juz nie bedzie czego reformowac.