Homo sapiens
/ 81.15.171.* / 2009-09-04 11:17
Cos w tym jest co piszesz - Moja Matka - nauczycielka
polskiego w liceum i niestety z uwagi na połączenie szkół
również w technikum...
Nauczyciel dyplomowany, setki kursów, znajomość nie tylko
języka polskiego, zasad retoryki, epistolografii, ale również
historii i historii sztuki (współpraca z uniwersyteckimi
ośrodkami badań nad poezją, etc.). Zarabia w Warszawia 2000 tys
zł na rekę po 35 latach pracy. Zastanowmy sie czy to dużo?
Ma jakieś 18 godzin lekcyjnych - czyli według niektórych 18x 45
minut, ale w czasie przerw przeciez nie wychodzi do domu tylko
siedzi w klasie rozmawia z uczniami, przygotowuje materiały,
robi notatki, uzupelnia dziennik, itp. Dodatkowo ma jeszcze
rady pedegogiczne, wywiadówki, fakultety maturalne,
przygotowania do przedstawień szkolnych, spotkania z uczniami,
i sprawy wychowawcze, etc. A w domu przygotowania do lekcji -
materiały wizualne, pisanie kartkówek z lektur, sprawdzanie
kartkówek, prac klasowych, pisanie komentarzy, przygotowania
programów nauczania, przygotowanie olimpijczyków, przygotowanie
roznych spotkan dla mlodziezy, wycieczek, rozliczanie
frekwencji, rozmowy z rodzicami uczniow, uczestnictwo w
kursach, etc.
Ona tez jest nauczycielka z powołania - miała okazję pracowac
dla wydawnictw, opracowywac teksty do gazet, etc. zarabiała
znacznie więcej duzo mniejszym kosztem. Ale mimo tego, że uzera
sie dzieciakami (bo to jest uzeranie sie, a nie praca
wychowawcza), uzera sie z rodzicami (bo oni twierdza ze
przeciez ich pociecha jest strasznie tlamszona w szkole, ze jak
ona ma sie uczyc, kiedy cos sie od niej wymaga i dlaczego jej
nie postawic 4 na zachete, bo przeciez to ze nic nie umie nie
jest jakims problemem) to nadal mowi, ze kiedy dzwonia do niej
dawne pociechy (te rodzynki) opowiadajac jak wiele jej w zyciu
zawdzieczaja to nie moze powiedziec, ze zaluje... ja ją
szczerze podziwiam za hart ducha i nieustepliwosc - za to ze
sie nie daje i moze dzieki temu nawet Ci ktorzy na orłow nie
wyrosna przynajmniej wyrosna na przyzwoitych ludzi
Dla kontrastu ja zarabiam kilka razy tyle, mam kilka razy mniej
doswiadczenia, moja jedyna funkcja spoleczna to efektywniejsza
alokacja kapitału (sic!), w pracy choc pracuje dlugo moge zjesc
lunch kiedy chce, wyjsc na siusiu, kiedy chce, porozmawiac
sobie przez telefon kiedy chce, wyjsc na chwile cos zalatwic i
z nikim sie za mocno nie uzeram. Swoja prace wykonuje dobrze,
wszyscy sa ze mnie zadowoleni, a na moja matke narzeka
dyrektorka, mowiac ze trzeba dzieci przepychac, chociaz nic nie
robia i nic nie umieja, zeby szkola szla do gory w rankingach,
uczniowie narzekaja, bo musza cos robic, a przeciez matura jest
jak dla idiotow, wiec po co sie meczyc, narzekaja rodzice no bo
przeciez biedne dzieci musza odrabiac lekcjezamiast spokojnie
pic piwo i palic trawke z kolegami...
Z kim chcielibyscie sie zamienic? I kto w waszych oczach
powinien byc lepiej za to wynagradzany?
"Prawdziwą sprawiedliwością jest przeżyć to, co się uczyniło
innym" (Arystotels), więc zapraszam wszystkich do szkół uczyć
własne dzieci, bo ja moich nie oddałbym tym , którzy tutaj
mówią o sprawiedliwości wynagrodzeń...
Nie posiadamy takich słów, by móc z durniami mówić o
mądrości... (Georg Christoph Lichtenberg)