JB
/ 82.210.148.* / 2010-08-19 21:34
Rodzina kobiety, która zmarła kilkadziesiąt metrów od szpitala, chce wyjaśnić okoliczności jej śmierci. Szpital twierdzi, że pomoc nie została udzielona, gdyż lekarze nie mogą opuszczać placówki.
Więcej informacji ze stolicy na tvnwarszawa.pl.
10 lipca kobieta wracała tramwajem do domu. Nagle motorniczy zaczął hamować. 74-letnia kobieta przewróciła się i doznała obrażeń głowy. Na razie nie wiadomo, dlaczego maszynista próbował nagle zatrzymać pojazd.
Rodzina zmarłej 74-latki postanowiła na własną rękę wyjaśnić okoliczności tej śmierci. Najważniejsze jest to, co działo się już po wypadku.
Kobieta z zakrwawioną głową została wyniesiona z tramwaju i położona na ławce przystanku. Jeden ze świadków wypadku pobiegł do znajdującego się tuż obok szpitala św. Zofii. Chciał wezwać pomoc, ale szpital odmówił.
Pracownicy izby przyjęć kazali zadzwonić po pogotowie. - Mama doznała urazów głowy i mózgu. Gdyby pomoc przyszła ze szpitala, który jest 70 metrów dalej, mogłoby się to skończyć zupełnie inaczej. Ona by żyła - uważa Sylwia Buza, synowa zmarłej.
Szpital twierdzi jednak, że pracownicy zachowali się prawidłowo. - Lekarzom nie wolno opuszczać stanowiska pracy - mówi Anna Komaszyńska ze szpitala św. Zofii. - Takie jest prawo - dodaje.
--------------
Widać oferowali łapóweczkę niższa od ZUSu.