MPL333
/ 89.228.240.* / 2015-11-04 02:50
Problem polega na tym, że w oparciu o Białą Księgę opracowaną niedawno przez Związek Banków Polskich, a więc same banki, dopuściły się one oszustwa w stosunku do swoich klientów. Oczywiście moim, nieodosobnionym, zdaniem.
Jako młodemu i niedoświadczonemu klientowi, zaraz po studiach, wmawiano mi w 2007/8, że te kredyty są bezpieczne. Powiedziano mi dosłownie, że gdy waluta spada, to znaczy, że coś złego dzieje się z gospodarką i dotyka to też kredytów złotowych. Teraz wiem, że jest odwrotnie i kredyty złotowe tanieją. Ale widać to również widać to po wyliczeniach zdolności kredytowej wielu kredytobiorców. Nie było zdolności na kredyt w złotówkach, a jakimś cudem na franki była.
Według Białej Księgi ZBP bodajże już w 2005r większość banków, w tym mój, w odpowiedzi na zapytanie KNF lub ZBP zajęła stanowisko, że kredyty we frankach są niebezpieczne dla klientów i powinno się ich zakazać. Jednak klientom mówili, że są bezpieczne i większość udzielonych kredytów w tamtym czasie były kredytami walutowymi. Czyli 2-3 lata po tym, jak mój bank wiedział, że ten kredyt jest dla mnie niebezpieczny i nie powinien mi go udzielić, zachwalał mi go jako bezpieczny i namawiał do niego. Miałem zdolność również na kredyt w PLN.
Można dołożyć do tego analizy wskazujące, że CHF w czasach bumu tzw. kredytów walutowych był znacząco niedowartościowany i istniało ogromne ryzyko, że pójdzie mocno do góry. Banki z pewnością o tym wiedziały, natomiast klienci nie. Wystarczy spojrzeć na to, co się stało, gdy CHF podskoczył do ok. 3,20zł. Wszystkie banki nagle wycofały kredyty w CHF, a KNF wydał zakaz ich udzielania. Wg moich informacji był to pułap, gdy CHF był przewartościowany i pojawiło się ryzyko spadku kursu. Tym samym banki poniosłyby straty. KNF starał się tłumaczyć nowy zakaz tym, że kredyty "walutowe" niosą ze sobą ryzyko dla klientów wzrostu, więc są niebezpieczne dla klientów.
Ponadto sam prezes mBanku w wywiadzie w tym roku stwierdził, że umowy kredytowe celowo były tak skonstruowane, żeby klient ponosił całe ryzyko walutowe. Bank przyjął na siebie "ryzyko" niewypłacalności klienta. Oznacza to, że w przypadku niewypłacalności Bank może nie tylko zlicytować mieszkanie, ale CAŁY majątek kredytobiorcy, co w obecnej sytuacji nadal często nie wystarczyłoby na spłatę tej bańki spekulacyjnej, która powstała w wyniku wzrostu kursu franka i znacząco przekracza rzeczywiste zadłużenie klienta. Czyli pieniądze w PLN o które wystąpił klient.
Już samo to w państwie prawa powinno świadczyć o nieważności umowy, ponieważ nawet u nas jest zapis, że umowa pomiędzy stronami nie może stawiać jednej ze stron w rażąco dominującej pozycji w stosunku do drugiej strony.
Biorąc to wszystko pod uwagę stoję na stanowisku, że sytuacja z kredytami "walutowymi" była przemyślanym i celowym oszustwem banków, które spodziewały się znacznego wzrostu waluty i dążyły do osiągnięcia nienależnych zysków kosztem swoich klientów, którzy mieli nieproporcjonalnie mniejszą znajomość sytuacji na rynku finansowym i wiedzę.
Chętnie poznam kontrargumenty, jeśli ktoś uważa, że nie było to oszustwem. Moje źródła wiedzy to:
1) Biała Księga opracowana przez Związek Banków Polskich - tak, przeczytałem w dużej części
2) wywiad z prezesem mBanku z 2015r
3) nieliczne niezależne analizy takie jak Pro Futuro i innych osób walczących od rozwiązanie tego problemu
Zaproponowane przez prof. Modzelewskiego rozwiązanie jest skrajnie złe, ponieważ ni mniej ni więcej w moim przypadku wyszłoby tak po przewalutowaniu, jakbyśmy przez ostatnie 8 lat w ogóle tego kredytu nie spłacali, a jeszcze dodatkowo się zapożyczyli. Jednie podział zaproponowany przez SLD był do tej pory najbardziej sensowny. W stosunku do kredytu w złotówkach spowodowałby minimalny (rzędu kilku tysięcy) zysk klienta w stosunku do tego, jakby od początku zaciągnął kredyt w złotówkach.