Ani optymizm, ani realizm. Problem polega na tym, że ci wszyscy panowie profesorowie od ekonomii postrzegaja gospodarkę przez wąską szczelinę swej specjalności. Skupiaja sie np. na kwestiach monetarnych i sa zupełnie ślepi na uwarunkowania społeczne, polityczne, specyfikę poszczególnych branż itd. Z olbrzymia łatwościa wyciągają wnioski w rodzaju, że jeśli Polska ma tyle ludności co Hiszpania to stawiaja znak równości między ich gospodarkami i szansami na rozwój itp. Zapominaja często, że wskaźniki stosowane przez nich do oceny zjawisk gospodarczych sa często uzyskiwane w sposób pośredni. Na przykład ocena importu i eksportu, o ile sie nie mylę, polega na liczeniu wpływów z podatku
VAT. Ale czy w swej ocenie korygują dane o zmiany tego podatku. Jeśli cena jakiegoś artykułu wzrasta to nie znaczy, że jest proste przełożenie między płaconym przez producenta wyższym podatkiem a zwiększeniem produkcji. Producent może płacić fiskusowi wyższe kwoty bez zwiększania produkcji, a nawet przy zmniejszonej produkcji. Wpływ polityki na kursy walut. Od paru miesięcy wmawia sie nam, że wydarzenia polityczne w kraju maja wpływ na kursy walut. Tak np. było z planem Hausnera,z którego nota bene zostały li tylko okładki. Nie uchwalą - złotówka w dół, uchwalą - złotówka w górę. Nie uchwalili i ... złoty w górę. Jeśli chodzi o prof. Gomułkę to jego wypowiedzi śledzę od bez mała 25 lat. Ich trafność jest taka jak prognoz pogody. Będzie padać - nie bedzie padać - 50/50.Tymczasem nasza gospodarka zaczyna przypominać tę latynoamerykańską. Co gorsza - polityka też.