bz6576
/ 194.145.205.* / 2016-02-01 11:28
Widać, że autor artykułu nie orientuje się w zagadnieniach finansowania startupów. Jeżeli zainwestował w niego fundusz, to autor aplikacji jest już tylko współwłaścicielem tej firmy i to zapewne mniejszościowym. To, że fundusz zainwestował trochę kasy, nie oznacza też, że firma obiektywnie tyle jest warta. Fundusz robią takie inwestycje niemal z automatu, a 400 tys. to dla takiego funduszu to tyle co na waciki. Fundusz ma tzw. "preferred stock", podczas gdy założyciel ma tylko zwykłe udziały typu "common stock", z którymi na razie nic nie może zrobić i które są warte obecnie bardzo niewiele (bezpiecznie założyć że są warte 0). On na razie nie dostaje tej kasy do ręki. Może za nią zatrudnić ludzi, kupić wyposażenie, zainwestować w analizy rynku czy marketing, ale raczej nie może sobie wypłacić wynagrodzenia wyższego niż starczającego "na pizzę i wynajęcie taniego pokoju na mieście". O pensji pięciocyfrowej może na razie zapomnieć. Jego udziały mogą być warte dużo dopiero jeśli: a) większa firma kupi tę jego firemkę i udziały w jego firmie zostaną przekształcone w udziały w tej dużej firmie - ale do tego jego biznes musi osiągnąć rentowność b) wejdzie na giełdę i udziały będzie można upłynnić, ale do tego też musi usiągnąć rentowność. 99% startupów nigdy nie dochodzi do tego etapu, tylko wcześniej upada. Co więcej, jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, fundusz, który dał kasę może go odwołać z prezesowania firmą i wsadzić tam kogoś innego.