derezeusz
/ 83.12.134.* / 2008-02-11 17:30
Śmietnik, gdzieś w miejskim blokowisku. Kilku brudnych mężczyzn, Polaków, w różnym wieku grzebie w nieczystościach. Wyciągają pół bochenka starego chleba, którym się dzielą. Coś wybierają, coś zgniatają i pakują do brudnych toreb. Polska rzeczywistość. Czy ktoś się interesuje ich losem w tym państwie? Gdzie jest prawo do godnego życia? Gdzie minimum socjalne i prawo do niego?
Gdzieś w tym samym blokowisku policja tego państwa z przedstawicielami RIAA i BSA, jak mniemam typowo polskimi organizacjami, przeszukują komputer młodego człowieka. Któż to jest? Jest to złodziej; ukradł system operacyjny pewnemu Amerykaninowi. Przez takie kanalie jak on, niejaki Gates jest biedniejszy o kilka miliardów dolarów rocznie.
Gdzie jest złodziej, a gdzie okradany? Otóż ten system operacyjny w USA jest dużo tańszy, a ludzie tam zarabiają wielokrotnie więcej. Jeszcze kilka lat temu, udział pirackich programów w Polsce to ok. 60%, a w USA 30%. Gdy się uważniej przyjrzymy, gdy porównamy dochody Polaków i Amerykanów, gdy uwzględnimy różnice w cenach, to dochodzimy do jednego słusznego wniosku; Amerykanie "kradną" dla sportu, a Polacy z konieczności.
Państwo polskie ma wielkie szanse, by ograniczyć drastycznie piractwo, a jednocześnie zaoszczędzić, ale przecież my tego nie chcemy. My wolimy ścigać, karać, wydawać pieniądze z naszych podatków, straszyć Polaków i umacniać potęgę ekonomiczną Gatesa i Microsoftu i USA. Taka jest poprawność polityczna, tak bez krytyki przyjmuje się, jak zawsze, prawo Wielkiego Brata. Raz jest to Związek Radziecki innym razem USA.
Czy jest sposób na walkę z piractwem? Wystarczy we wszelkich instytucjach państwowych (samorządach wszelkich szczebli, szkołach, uczelniach itp.) wprowadzić Linuxa i Open Office. Są gorsze to prawda, ale urzędasy i tak nie korzystają z zaawansowanych funkcji windowsa, ani office'a.
Słyszę często, że pojawił się nowy sposób na legalną muzykę w Internecie; można kupić pojedyncze utwory. Gdy się bliżej przyjrzymy, to zauważymy, że wyrafinowaną pazerność posunięto do granic szału. Mogę kupić utwór za 3 złote. Tanio? Policzmy!
"THE BEST OF Czerwone Gitary". Powiedzmy, że chce kupić wszystkie utwory z tej płyty. Jest ich 25 x 3 zł = 75 zł. Do tego dodajemy cenę CD-R + cenę downloadu. A teraz porównajmy; za jakość (cienkość) mp3 (128 kbs), bez obwoluty, spisu utworów, na kiepskim nośniku, płacimy dużo więcej, niż za oryginał. To jest ta tania muza?
Mogę szybko odpowiedzieć, dlaczego tak jest; otóż artyści nie są w ciemię bici. Gdy uda im się wykonać z dwa znośne utwory, natychmiast wydają płytę z nimi. Ktoś zapyta z dwoma utworami? Nie, utworów jest piętnaście, z czego trzynaście to chłam. Kto kupi w Internecie chłam? Nikt, więc autentyczne przeboje muszą kosztować więcej.
Piractwo niszczy młode talenty - daje się czasami słyszeć. Nic bardziej błędnego - młode talenty niszczy przemysł muzyczny i rozrywkowy. Nikt nie kupuje twórczości młodych, bo nikt tego nie chce wydawać. Liczy się mamona i nic więcej. Ryzyko jest zbyt duże.
Kiedyś w "Komputer Świecie" ktoś przekonywał, że piractwo jest normalnym złodziejstwem, takim jak kradzież np. mikrofali. Zaraz później mówił o tym, że przecież można mieć równie dobre darmowe programy. Nie zauważył, że w świecie realnych wartości nie można dostać "równie dobrych mikrofalówek" za darmo. Nie mówił też nic o tym, że stolarz może zarobić 30% na zrobionej ławie, a właściciel wirtualnych wartości, setki, tysiące, a może nawet miliony procent więcej. Nie wspomina o tym, że prawa do utworów nie kończą się ze śmiercią twórcy, a są dziedziczone, co jest totalną głupotą. Trup Elvisa zarabia! Jego spadkobiercy nie koniecznie muszą pracować. Czy to normalne, że dziedziczy się coś poza materią spadkową?
Przemysł rozrywkowy organizuje fety, bale charytatywne, festiwale i inne imprezy, gdzie "okradani" pokazują resztę swych majątków i zrzucają okruchy ze swych stołów. Przecież to totalna parodia godności, sprawiedliwości, dobrego smaku i wszystkiego, co ludzkie.