Czytam krytyczne posty względem PO - i choć sam nie jestem do tej partii nastawiony pozytywnie - to uśmiecham się prawie od ucha do ucha. Oczywiście PO nie jest bez winy, jednak zwolennikom PiS'u przypomnę, że ta partia również nie wiele zrobiła dla reformy finansów publicznych. Obniżenie składki rentowej - tak chwalone przez zwolenników liberalizmu - bez cięć w wydatkach też nie pomogło budżetowi.
Oczywiście, możemy podnieść podatki i gwałtownie obciąć wydatki socjalne... tylko, że w praktyce doprowadzi to gospodarkę do ruiny. Mali przedsiębiorcy przy jednoczesnym spadku popytu (nie ma pompowania pieniędzy w rynek z kasy publicznej) i podniesieniu nakładów na skarb państwa (podatki) albo przejdą do szarej strefy albo... zamkną interes i wyjada z "pięknego" kraju między Odrą a Bugiem. Oczywiście jest inna droga - może w pierwszej chwili bardziej bolesna - skrajna prywatyzacja sektora publicznego (służba zdrowia, koleje, szkolnictwo), uproszczenie prawa gospodarczego (m.in. likwidacja koncesji i ograniczenie liczby pozwoleń niezbędnych do prowadzenia działalności gospodarczej), zliberalizowanie rynku pracy (uelastycznienie ustawowych metod zatrudnienia, ujednolicenie systemu emerytur państwowych - z zachowaniem zobowiązań wstecznych). Wprowadzenie zasady podatku pogłównego i katastralnego, przy maksymalnym obniżeniu podatków obrotowych i odsetkowych doprowadziło by do pobudzenia rynku. Podam prosty przykład:
Obecnie jeżeli mały przedsiębiorca chce zatrudnić pracownika to w momencie gdy chce mu zapłacić 1500 zł musi realnie na jego pensję przeznaczyć o 30% więcej, jeżeli jednak zmniejszymy obowiązkowy haracz na skarb państwa lub zlikwidujemy go w ogóle (podatek pogłówny płacą wszyscy jednak jest on niezależny od dochodu, a podatek
VAT jest płatny od obrotu - płacą go konsumenci, którymi jesteśmy wszyscy) wówczas zamiast do pośredniaka ludzie znajdą pracę - lepiej lub gorzej płatną ale ją znajdą. Co więcej podatki, które zapłacą będą niezależne od wysokości dochodu. Efektem tego będzie więcej pieniędzy w obrocie (większe wpływy z VAT), zmniejszenie wydatków socjalnych i realne docenienie wykształcenia (część osób zrozumie, że nauka i zdrowie kosztują duuuże pieniądze, więc należy je szanować). W praktyce w przeciągu 5 lat kraj zaczął by znacząco ograniczać deficyt, a nadwyżka budżetowa mogła by trafić na inwestycje infrastrukturalne. Wg mnie takie reformy po 5 latach doprowadziły by do tego, że z każdym następnym rokiem państwo i jego obywatele mięli by się lepiej - powstawało by więcej małych przedsiębiorstw, wzrosło zatrudnienie.... Ale obawiam się, że o tak odważnych reformach w tym kraju to... mogę co najwyżej pomarzyć...