Wapniak
/ 83.28.108.* / 2008-08-10 21:54
Warto przeczytać, nim zacznie się kolejną pyskówkę.
Gruzja vs. Osetia - przykrywka wojny rosyjsko-amerykańskiej
Autor: gościnnie, nie, 10/08/2008 - 17:42
Już w 2001 r. w ramach strategii osaczania Rosji i operacji dezintegracji jej miękkiego podbrzusza - Kaukazu, Amerykanie wysłali doradców wojskowych do Gruzji. Niepodległością Gruzji zarządzał jeden z głównych architektów końca ZSRR -Eduard Szewardnadze, bliski współpracownik Michaiła Gorbaczowa i minister spraw zagranicznych ZSRR. Mimo jego zachodniej orientacji został on usunięty przez "rewolucję róż" w 2003. Wybrał on bowiem orientacje niemiecko - europejską, a nie słuszną drogę demokracji amerykańskiej.
Dlatego nowym prezydentem został Michaił Saakaszwili, adwokat po studiach w USA, którego wybranka życia jest obywatelką tego imperium. Gruzja jest strategicznym punktem na mapie. Miejscem dogodnym dla transportu ropy i gazu, od którego zależy sytuacja energetyczna Zachodu. Jest więc dziś krajem - pionkiem poruszanym przez USA.
O nowym wspaniałym świecie demokracji przekonała Gruzinów nie tylko ekonomiczna degradacja związana z barierami na rosyjskim rynku, ale przede wszystkim stan wyjątkowy w listopadzie 2007 r., wprowadzony w celu pacyfikacji opozycji przeciw władzy amerykańskiego namiestnika.
I oto 8.08.2008 rozpoczęła się wojna gruzińsko - rosyjska. Pretekstem jest obrona Osetii Południowej, która chce związać się z Rosją i odłączyć od Gruzji. Gruzini pierwsi zaatakowali stolice tej prowincji, a więc są agresorem. Nie można brać poważnie argumentu, że uczynili to w reakcji na rakiety wystrzeliwane w kierunku terytorium Gruzji. Wszak Osetia Południowa chce się odłączyć, a więc wyrzucić ze swego terytorium, a nie przyłączyć i podbić Gruzję. Nie miała więc po, co atakować.
Rosjanie przyszli z odporem i zaczęli również naloty na Gruzje. Amerykanów szczególnie zabolało, że zbombardowali bazę leżącą o 25 km od stolicy Tibilisi, gdzie znajdują się amerykańscy doradcy wojskowi. Prof. Igor Panarin podaje, ze w Gruzji działa około 140 specjalistów USA od informacyjnej wojny. Wśród nich służby specjalne (CIA, RUMO, ANB). Kluczową rolę odgrywa wywiad wojskowy (RUMO), a ANB koordynuje ataki hakerskie na Osetię południową w celu blokowania informacji o ofiarach wśród cywilów. Porozumiewa się również z centrum wywiadu radioelektronicznego USA w Turcji na górze Arara.
Rosja nie ma już wyboru: walka albo poddanie się USA. Po pierwsze precedens Kosowa, które zostało odłączone od Serbii oznacza koniec prawa międzynarodowego, dominacje polityki siły i faktów dokonanych. Rosja musi pokazać, że stać ją na podobne kroki. Po drugie podważanie rosyjskiej pozycji poprzez ataki na jej sojuszników mogą prowadzić do jej upadku. O to chodzi przecież architektom globalizacji.
Wystarczy wskazać na dążenie do budowy tzw. tarczy antyrakietowej w Polsce. Zgodnie z twierdzeniem prof. Kuźniara i prof. Pogonowskiego chodzi o stworzenie bazy wyrzutni rakietowych skierowanych na Moskwę o 4 minuty lotu od jej terytorium. Powtarza się sytuacja z 1962 roku, gdy to USA protestowało przeciw umieszczeniu radzieckich rakiet na Kubie niedaleko amerykańskiego terytorium. Nie przypadkiem Rosja wskazała, że ponownie postawi bazy wojskowe na Kubie, czemu zaprzeczyły władze w Hawanie. Stawiam, że baza powstanie, ale w Wenezueli, w której już produkuje się rosyjskie karabiny Kałasznikow.
Podobne niebezpieczeństwo grozi Rosji ze strony Ukrainy rządzonej przez Wiktora Juszczenkę, który zgodnie z wizją demokracji amerykańskiej, a więc wbrew woli 70% narodu, chce wprowadzić Ukrainę do NATO. Z atakiem na Osetię Pd. koresponduje izraelska groźba wyrażona ustami byłego szefa Mossadu Shabtai Shavit’a, który wskazał, że Izrael może zaatakować nuklearne instalacje Iranu bez zgody USA. Opanowanie Gruzji i wojna z Iranem sparaliżują gospodarkę światową, podniosą ceny ropy i gazu, ale również utrudnią wzrost gospodarki chińskiej.
Dlatego wejście wojsk rosyjskich do Osetii Pd. jest koniecznym elementem obrony swojej suwerenności. 8.08.2008 w Panoramie na TVP 2 podano informację, ze premier Putin na rozpoczęciu Olimpiady w Chinach osobiście poinformował prezydenta Busha, że wojna się rozpoczęła. Czy takie stwierdzenie oznacza tylko wojnę z Gruzją, czy może z jej rzeczywistą władzą czyli USA?!
Idealnym, i jak myślę realnym scenariuszem rozwoju sytuacji byłby wewnętrzny bunt Gruzinów dotąd zdeptany przez stan wyjątkowy. Obalenie i powieszenie Saakaszwilego oraz ponowny zwrot do Rosji oznaczałby totalną klęskę USA. Jednak dla Waszyngtonu jest to również prestiżowe starcie z Rosją. Po pierwsze planuje się więc wprowadzenie stanu wojennego Gruzji, po drugie przerzut 1000 albo 2000 (dwa programy telewizji i taka rozbieżność!) wojsk gruzińskich z Iraku do Gruzji. Jak stwierdził nierozgarnięty dziennikarz TVP – Wiktor Bater – bardziej przydadzą się w Gruzji niż Iraku! A komu ta garstka przydaje się w Iraku? USA.
Dla Polski konflikt może oznaczać podwyżkę cen energii