K.G.
/ 128.241.41.* / 2007-09-29 15:52
Sa rozliczne przykładach kłamliwości Donalda Tuska. Wyszła na jaw historia jego, szczególnie
niegodziwego wiarołomstwa, popełnionego wobec własnego kolegi,
współprzywódcy PO - Jana Rokity. Okazało się, że Tusk oszukał go
z zimną krwią, robiąc to wyjątkowo cynicznie. Poszło o dobór
kandydatów na listy wyborcze. Rokita, obciążony pracami
programowymi, naiwnie zgodził się, żeby cały ostateczny kształt
listy wyborczej kandydatów PO do Sejmu i Senatu ustalił Tusk. Z
jednym tylko zasadniczym warunkiem: żeby przestrzegał przy tym
zasady fifty-fifty - połowa dla zwolenników Tuska, połowa dla
zwolenników Rokity. Tusk zaakceptował warunek, ale zrealizował
go tak, jak robili Sowieci w przeróżnych starych dowcipach, tj.
"po bratersku". Z pomocą swego wiernego pomagiera - sekretarza
generalnego PO Grzegorza Schetyny - po prostu "wykolegował"
Rokitę i jego zwolenników. I to do tego stopnia, że ostatecznie
w Sejmie znalazło się od 10 do 30 zwolenników Rokity i aż od 70
do 90 zwolenników Tuska i Schetyny (wg "Gazety Polskiej" z 16
listopada 2005 r.). O tym, że cała sprawa wycięcia ludzi Rokity
z listy wyborczej PO jest całkowicie pewna, może przekonać fakt,
iż pisano o niej nawet w tak życzliwych dla PO gazetach, jak
"Newsweek" czy "Gazeta Wyborcza" (w numerach z 16 listopada i 7
grudnia 2005 r.).
Nasuwa się pytanie: jeśli Tusk tak bezczelnie oszukał swego
bliskiego kolegę z partii, jej współprzywódcę, to jak można było
w ogóle liczyć na jego jakąkolwiek lojalność w rozmowach
koalicyjnych z PiS?
No i ciekawe jak jeszcze nas zaskoczy zdesperowany nr 3 czyli Tusk. A wierzyc jemu, no coz: - niech kazdy odpowie sobie sam.