dfjjykjukykrkukuk
/ 194.15.124.* / 2012-12-02 08:56
„Pokłosie” jest rozwinięciem tez „Sąsiadów”. W manipulowaniu historią Pasikowski robi jednak parę ważnych kroków dalej. Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że wydarzenia, jakie opisał w filmie, w ogóle nie miały miejsca. W żadnym miejscu Białostocczyzny czy Łomżyńskiego nie doszło do wypadku, w którym Polacy bez udziału Niemców dokonaliby zbiorowego mordu na Żydach.
Żeby ów obraz namalować, reżyser musiał dokonać drobnych, acz znaczących „nowelizacji”. W Jedwabnem Niemcy pojawili się w dniu zbrodni, czemu nie mógł zaprzeczyć nawet Gross. W filmie, żeby „uniknąć podejrzeń”, że mogli być za coś bezpośrednio odpowiedzialni, ich wizytę „przesunięto” na dzień przed zbrodnią. W czasie mordu we wsi byli więc tylko Polacy.
W prawdziwej historii w Jedwabnem tylko grupka Polaków uczestniczyła na ochotnika w zbrodni, innych Niemcy zmusili do udziału w konwojowaniu Żydów. Znaczna część mieszkańców była wtedy w domach, a byli i tacy, którzy widząc, co się święci, starali się ratować Żydów – dodajmy: skutecznie. W „Pokłosiu” nie ma żadnych niepotrzebnych niuansów. Morduje, kto żyw, cała wieś, a sprzeciwia się tylko owa „leśna wariatka”. Cała reszta to dzicz dysząca żądzą mordu.
Niezwykle ważnym elementem filmu Pasikowskiego jest całkowite „odpolitycznienie” opisywanych wydarzeń. Nie ma wojny, o okupacji niemieckiej wiadomo niewiele, o sowieckiej nic. Gurówka to miejsce bez historii, a cały kontekst wydarzeń został sprowadzony do stosunków między dobrymi Żydami i krwiożerczymi bestiami z sąsiedztwa – Polakami. A w Jedwabnem przecież – podobnie jak w innych okolicznych miasteczkach – miała miejsce niezwykła erupcja nienawiści spowodowana głównie nastrojami po okupacji sowieckiej. Przecież zanim spalono jedwabieńskich Żydów, spędzono ich do stodoły w sposób wręcz symboliczny – z pomnikiem Lenina.
U Pasikowskiego nie ma żadnej skomplikowanej historii stosunków polsko-żydowskich. Jedynymi motywami działań Polaków są do znudzenia powtarzane osądy („Żydzi ukrzyżowali Pana Jezusa”), porachunki osobiste i najniższe instynkty (Stanisław Kalina obcina głowę Żydówce, bo go „nie dopuściła”) i zwykła ludzka chciwość.
Owa zmiana poszczególnych sekwencji historycznych została wsparta specyficznym wizerunkiem antropologicznym Polaków. Specjalny dobór twarzy, dodatkowo powykrzywianych charakteryzacją, tworzy wrażenie, że ogląda się coś, co jeszcze nie dorosło do definicji homo sapiens. Polak to głównie menel spod budki z piwem, walący pięścią albo kuflem w głowę. Podstawowe zwroty grzecznościowe to „ty k...” lub „ty s…”, a narzędziami komunikacji społecznej pozostają drągi, widły i siekiery. Jak w ogóle można podejrzewać, że ta dzicz nie mordowała Żydów i do dziś in gremio nie jest odpowiedzialna za Holocaust?
Marny scenariusz filmu można oczywiście rozkładać na czynniki pierwsze wieloma zasadniczymi pytaniami o jego wiarygodność. Nic tu się nie zgadza. Bo gdzie na Białostocczyźnie miał miejsce przypadek, kiedy kogoś dotykały szykany za przywracanie pamięci o Żydach? Jest dokładnie odwrotnie: ludzie ci są obdarzani należnym szacunkiem. W której parafii mogło dojść do wybrukowania dziedzińca żydowskimi płytami nagrobnymi? Słyszał kto kiedy, żeby jakaś macewa była używana przez Polaka w wychodku? To wszystko bardzo znaczące obrazy, które zwłaszcza poza granicami kraju będą odebrane jako wiarygodne fakty.