Dolnoślązak
/ 185.80.162.* / 2015-10-21 09:14
Ciekawi mnie, jaki procent pracujących czy studiujących w wielkich miastach, szczególnie w Warszawie, posiada lokalny meldunek? Bo że wynajmuje się mieszkania "nielegalnie", bez umowy pisemnej i bez zameldowania na pobyt czasowy, to jest niezaprzeczalnym faktem. Inna sprawa, że gdybym był właścicielem mieszkania na wynajem nigdy bym na "oficjalną umowę" nie poszedł. Nasz wspaniały PO-ustawodawca objął najemców takimi prawami ochronnymi, że mogą nie płacić czynszu, opłat za energię, gaz i wodę, dewastować mieszkanie a wyrzucić ich nie można. Do tego trzeba sądu, wyroku... Ile to trwa i jakie koszty za sobą pociąga, nie chce nawet zgadywać.
Kolejna rzecz to ceny. Z księżyca chyba. Bo jest mało mieszkań "na wynajem", potrzeby wielkie, więc i ich właściciele każą sobie płacić ile im tylko do głowy przyjdzie.
Ale to specyfika wielkich miast. Bo jest tez Polska B (a może i C) - miasteczka powiatowe, bez przemysłu, bez przyszłości dla młodych ludzi i bez tychże młodych ludzi, którzy wynieśli się do wielkich miast albo wyemigrowali. Tam rzeczywistość jest całkowicie odmienna - są puste mieszkania, na sprzedaż, na wynajem. Mieszkania po rodzicach, dziadkach. Stoją puste, chętnych na nie brak. Mam takie mieszkanie, po zmarłej mamie, w Wałbrzychu. Za więcej niż 1.200 zł/m2 nikt nie kupi. Ale i ta cena jest za wysoka - bo mieszkań pustych stoi dużo, a ludzi z pieniędzmi jest jak na lekarstwo. Taki nam zapewniono dobrobyt...