jack8944
/ 83.28.218.* / 2013-03-22 17:23
Śledzę z uwagą wszelkie publikacje na temat katastrofy w Smoleńsku dn.
10-04-2010. Wydaje mi się, że p. Macierewicz et consortes prowokują jakieś
nieszczęście. Co będzie, gdy jakiś nawiedzony zwolennik teorii zamachu
spróbuje odegrać się zamachem na jakieś instytucje bądź osoby z Rosji? Może
na p. Putina? Albo na domniemanych wspólników z Polski? Jak coś takiego
wpłynie na opinię o Polsce i o jej prominentnych politykach lansujących
zamach smoleński? Załóżmy, że jakiś Rosjanin będzie poszkodowany?
Np. ochroniarz p. Putina! No i co wtedy zrobi Rosja? Nie przelicytujemy ich
w grze nieboszczykami. Może się okazać, że ktoś stawiał wlasną głowę.
Film p. Anity Gargas przed wyświetleniem w TVP powinien być uzupełniony
nagraniem, co właściwie widzieli - prezentowani na tym filmie, a zatem
uznani przez p. Gargas za wiarygodnych - świadkowie naoczni, jak lekarz
Bodin czy kierowca autobusu jadącego akurat ulicą Smoleńska w trakcie
przelotu tam prezydenckiego samolotu.
Przecież p. Bodin w swych - sfilmowanych - wywiadach, zamieszczonych w
różnych źródłach internetowych, stwierdził że:
a/ był na swej działce nieopodal swej grubej brzozy rano 10-04-2010,
b/ widział tą swoją brzozę nienaruszoną przed przelotem prezydenckiego
samolotu (przy widoczności do ok. 200 m widział wtedy całą swą niedużą
działkę z każdego miejsca na niej - pomimo mgły),
c/ samolot przelatywał na wysokości kilku metrów bezpośrednio nad nim
(należy przypuszczać, że koła podwozia były 4-5 m nad jego głową, skoro
brzoza była złamana na wys. 6,7 m),
d/ widział, że kadłub samolotu był cały i podwozie było wysunięte,
e/ podmuch spalin z pracujących od kilku sekund z pełną mocą silników
obalił go na ziemię,
f/ po przelocie samolotu i przetarciu oczu zobaczył swoją brzozę przełamaną
i zauważył, że w złamanej brzozie utkwiły kawałki z metalu (co jeszcze
oprócz skrzydła lecącego samolotu mogło taką brzozę tak złamać?),
g/ część jego działki obok i za brzozą została wówczas obficie oblana
czerwonym, nieco lepkim płynem (jedyne możliwe wyjaśnienie, że był to płyn
pochodzący ze zdehermetyzowanej - w wyniku uderzenia w brzozę - hydrauliki
płatu samolotu).
Kierowca autobusu jadącego po ul. Gubienko, odległej od miejsca upadku
samolotu o ok. 150 m, stwierdził, że widział - na kilkadziesiąt metrów
przed sobą - przelatujący nad tą ulicą na wysokości kilku metrów polski
samolot z (wyraźnie widocznym w całości) wysuniętym podwoziem, a kadłub
samolotu był cały i silniki pracowały z dużą mocą - bardzo głośno.
Obszar, w którym znalazły się szczątki samolotu, znajduje się o 120 do 240 m
od osi ul. Gubienko. Samolot leciał ze (wzrastającą) prędkością ok. 270
km/godz. tj 75 m/sek. Autobus jechał z prędkością rzędu 50 km/godz, tj. 15
m/sek., czyli pięciokrotnie wolniej. Można przyjąć, że samolot spadł ok. 150
m za ul. Gubienko po 2 - 2,5 sekundach. Autobus w tym czasie przebył ok. 30
m. Zatem nie minął jeszcze miejsca katastrofy do chwili upadku samolotu.
Sugerowany wybuch na pokładzie lecącego jeszcze samolotu musiałby nastąpić
na osi lotu na dystansie ok. 120 m pomiędzy ul. Gubienko, a skrajem
prostokątnego obszaru o rozmiarach 60 m na 120 m, gdzie spadły wszystkie
(z wyjatkiem końcówki lewego płatu) szczątki samolotu.
Autobus znalazł się więc w odległości nie mniejszej niż 30 m i nie większej
niż 200 m od hipotetycznego miejsca wybuchu w powietrzu.
Gdyby była eksplozja trotylu kierowca i pasażerowie widzieliby rozbłysk
przez okna. I by to zapamiętali. A nie ma takich oświadczeń ani od nich ani
od ludzi z parkingu lub stacji obsługi KIA (np. filmującego miejsce
katastrofy Władimira Safonienki, który znajdował się wtedy niespełna 200 m
od miejsca upadku samolotu), ani od mieszkańców pobliskich domów (a tym
szyby w oknach by popękały). Nikt z naszych dziennikarzy i ambasador Bahr
żadnych wybitych okien nie widział! A amb. Bahr i dziennikarz Sławomir
Wiśniewski byli na miejscu zaraz - po przebiegnięciu kilkuset metrów
(obliczono odpowiednio 540 m i 900 m). Posterunek straży pożarnej przy
lotniczo-rakietowej wytwórni w Smoleńsku znajduje się o 250 m od miejsca
upadku samolotu. Sama fabryka tuż obok. Nie ma oświadczeń o zaobserwowaniu
rozbłysku.
Samolot przeleciał nad bliższą radiolatarnią w minimalnej odległości mijając
jej maszt. Naoczni świadkowie ponoć widzieli iskrę między skrzydłem samolotu
(oba skrzydla jeszcze całe), a masztem. Samolot przeciął (zapewne lewym
kalekim skrzydłem) linię elektroenergetyczną 6kV, przebiegającą - o 130 m
przed ul. Gubienko i 260 m od miejsca przyziemienia statecznika samolotu -
na wysokości 8 m. Pomiędzy linią elektroenergetyczną, a ul. Gubienko
przeleciał nad skrajem parkingu, na którym znajdowali się ludzie i parkowały
samochody. Tam znaleziono ślady płynu hydraulicznego - kapał on z samolotu w
locie. Ludzie ci byli w chwili katastrofy w odległości 180-200 m od miejsca
przyziemienia statecznika. Wybuch musiałby więc nastąpić na wysokości ok.
10 m, w odległości minim