Elendir
/ 2009-02-23 20:47
/
Łowca czarownic
Dziwią mnie oczekiwania odnośnie kursu wymiany w wysokości 4 złotych, czy też wręcz 2,5 złotego, które tak na prawdę wynikają jedynie z przyzwyczajenia opartego na wynikach spekulacji walutowej.
Owszem, kurs podlegał spekulacji, ale jedynym powodem osłabienia się złotego jest jego wyprzedaż. A żeby wyprzedawać to trzeba go zwyczajnie mieć (można jeszcze pożyczyć). A kto dzisiaj kupi złotówkę, walutę państwa z ciągle rosnącym zadłużeniem którego sporą część będzie musiało spłacić w walucie w najbliższym czasie, z ujemnym deficytem handlowym, z obciążeniem makroekonomicznym w postaci kredytów walutowych (głównie frankowych) których spłata będzie osłabiać walutę krajową? Spekulanci? Ci kupią jedynie wtedy gdy będą się spodziewać dalszych zysków, czyli dalszego osłabienia waluty.
Rząd nie spowodował magiczną różdżka że groźba deprecjacji złotego została oddalona czy nawet nie wyczarował dla niej dodatkowej pomocy. Jedyne co zrobił to dokonał wcześniejszej sprzedaży, tego, co i tak miało być sprzedane, tylko że później.
Ze słabym kursem prędzej czy później trzeba się będzie pogodzić. Czy to po przeliczeniu na euro, czy to bez tego przeliczenia. I nie chodzi mi o to co stanie się jutro, za tydzień, czy też w ciągu miesiąca. Być może korekta zapoczątkowana przez rząd będzie głębsza czego od pewnego czasu mi brakowało.
Przy wejściu do euro mówimy o okresie ponad dwuletnim, a w tym okresie nie widzę podstaw do jakoś istotnego wzmacniania się złotówki. Oczywiście pole do dalszych spadków jest znacznie mniejsze niż gdy mówiłem o tym pół roku temu, być może już kurs 5 zł za euro dałoby się obronić, ale wydaje mi się że nadzieja na odwrócenie sytuacji jest jeszcze mniej racjonalna niż inwestorów którzy od roku myślą że giełda za chwilę się odbije.