kredyciarz
/ 194.145.205.* / 2015-09-05 15:44
Mylisz się. Aby ryzyko było najmniejsze, bierze się kredyt w walucie, w której można sprzedać mieszkanie. Ale jeśli ktoś ma duży zapas zdolności kredytowej, to bardziej opłaca się wziąć kredyt w tej walucie, w której jest najniższe oprocentowanie i marża, niezależnie od tego w jakiej walucie się zarabia. Choćby dlatego, że dzisiaj zarabiam w PLN, jutro mogę zarabiać w CHF, a pojutrze w EUR i to wcale nie ruszając się fizycznie z Polski. Zauważ, że w przypadku typowego hipotecznego kredytu złotowego, niemal drugie tyle kasy idzie na odsetki. W efekcie jeśli kurs waluty niskooprocentowanego kredytu walutowego wzrósłby w ciągu całego okresu kredytowania nawet o 30-50%, to i tak jest się do przodu, właśnie na odsetkach, mimo większego kapitału do spłaty. Niektórzy frankowicze po prostu mieli pecha, że wzięli kredyt wtedy, gdy frank był w samym dołku i faktycznie zmiana kursu o 100% okazało się dla niektórych zabójcza. Ale już np. ci, którzy wzięli przy kursie 3,20 nadal są mocno do przodu. A wcale nie wiadomo, czy za rok kurs nie spadnie, bo kursy są ogólnie mało przewidywalne, czasem rosną, czasem spadają, ale 20-30 lat spłaty kredytu to kawał czasu i wiele może się jeszcze zdarzyć. Tylko trzeba mieć duży zapas zdolności. Zresztą jak się nie ma dużego zapasu zdolności kredytowej, to praktycznie każdy kredyt, nawet złotowy to samobójstwo. Byle kryzys, utrata zdrowia, zmiana pracy na nieco słabszą, do tego krach na rynku mieszkaniowym i jesteście w takiej samej czarnej d*** jak frankowicze.