bry
/ 89.69.117.* / 2015-08-07 21:17
Wkurzają mnie ci co plują na frankowiczów. Nie wiecie o co chodzi, co jest w tych umowach (no bo i jak, skoro takiego kredytu nie macie?), a wypowiadacie się jak jakieś wielkie wyrocznie i eksperci. Typowa postawa polaka - zero empatii i podejście "a niech ma za swoje! niech drugiemu będzie gorzej to mi będzie lepiej!". Pozwól, że cię oświecę - nikt tu nie był cwany i nieuczciwy (no, może poza bankami). Był taki czas, że banki nie chciały dawać kredytów w PLN tłumacząc klientowi, że nie ma i w perspektywie kilku następnych lat (wg ich "estymacji") nie będzie miał zdolności kredytowej na kredyt w PLN. Ale za to ma zdolność na bardzo atrakcyjny kredyt w CHF. I taki klient ma dwa wyjścia: albo bierze taki kredyt albo wychodzi tam gdzie pan doradca wskazał drzwi. To jest pierwszy wał. Drugi wał to to, że banki nie miały żadnych franków. W umowach nie ma kwot we frankach. W umowach jest konkretna kwota PLN i jedynie wzmianka "indeksowany kursem franka szwajcarskiego". A co to znaczy? A no nic innego jak to, że taki kredyt to zwykły kredyt złotowy (banki nie miały żadnych franków!), którego saldo i rata jedynie "zależy" od kursu CHF i na jego podstawie jest obliczana. Równie dobrze taki kredyt może być indeksowany do ceny pączka w twoim sklepie osiedlowym i od jego ceny uzależnione byłoby zadłużenie i rata. A dlaczego taki kredyt był bardziej atrakcyjny jeśli chodzi o ratę? Przewały księgowe. Dlaczego bank w BTE wskazywał kwotę dwukrotnie przewyższającą wartość kredytu? Ano dlatego, że wiedział, że kurs franka niedługo poszybuje prawie dwukrotnie do góry. Czysty zysk. Same wałki. A gadanie, że banki poniosą ogromny koszt i w ogóle system finansowy runie to zwykłe brednie. Banki jedynie nie zarobią tyle ile sobie założyły. Czy już rozumiecie czy mam to wyłożyć jeszcze bardziej łopatologicznie na przykładzie jak w podstawówce, np. na jabłkach?